16 stycznia 2021

Brudni inaczej

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Dziennikarz, publicysta gospodarz programu „Dzień na świecie” w Polsat News.

Fot: Keitravis Squire z Unsplash

Erystyka to sztuka prowadzenia sporów w sposób niekoniecznie rzetelny, za to skuteczny, czyli zapewniający pognębienie przeciwnika. Jej metody, a raczej chwyty i sztuczki, spisał w XIX wieku Niemiec Arthur Schopenhauer. W końcu ubiegłego stulecia swój wkład do erystyki wniósł Amerykanin Mike Godwin. Sformułował tezę, wedle której posłużenie się przykładem nazizmu w polemice prowadzonej na inny temat oznacza faktycznie jej koniec. Ten, który pierwszy osiąga ów Punkt Godwina – przegrywa spór, ponieważ odebrał mu sens. Taki erystyczny wybieg, w sumie toporny, bywa też określany jako “reductio ad Hitlerum”; jest wariantem metody “reductio ad absurdum”.

Proszę zauważyć, jak wielu postępowych polityków – zwykle w dobrej wierze – ostrzega przed powrotem grozy lat 30. ubiegłego wieku albo wręcz już ją dostrzega. Tymczasem Historia nigdy się nie powtarza; panta rhei, nie wejdziemy drugi raz do tej samej wody. Co nie znaczy, że rzeka nie przyniesie fali jeszcze brudniejszej – ale już brudnej inaczej…

Przed kilkoma dniami do Punktu Godwina zbliżył się amerykański Austriak, Arnold Schwarzenegger. Odwołał się mianowicie do dziejów swoich rodzinnych stron i szturm na Kapitol porównał do Nocy Kryształowej. Motywem, który naprowadził go na to porównanie było, jak sam podkreślił, potłuczone szkło. Schwarzenegger, nie bez podstaw, nazwał Trumpa fatalnym prezydentem; u popierających go Proud Boys dostrzegł – też nie bezpodstawnie – oznaki fascynacji nazizmem. Jednak z Kristallnacht mocno przestrzelił. W listopadzie 1938 roku w Niemczech i w już anektowanej Austrii pogromy Żydów – uznanych przez pseudonaukę za “podludzi” – organizowało państwo, III Rzesza. Władza potężna i bezkarna, przez nikogo niezagrożona, już głęboko zakorzeniona, tym bardziej przerażająca. Horror na Kapitolu nie był pogromem państwowym – był pogromem państwa. Celem ataku nie stała się osobna grupa, lecz dobro wspólne – demokracja. Zwłaszcza zaś nie był to prolog do ludobójstwa, lecz zamach na instytucje, inspirowany – świadomie czy bezmyślnie – przez władzę wciąż zaborczą, ale już tymczasową. Silną z urojenia, bo faktycznie dogorywającą…

Gdyby Schwarzeneggera skusiła komparatystyka nieco trudniejsza, mógłby przywołać inne wydarzenie z lat 30.: podpalenie Reichstagu. No ale takie skojarzenie samo w sobie byłoby prowokacją, jak tamten historyczny incydent. A czy nie było nią spotkanie Nancy Pelosi z najważniejszym sztabowcem, generałem Markiem Milley’em? Prominentka Demokratów chciała się upewnić, czy – jak potem napisała – “prezydent niespełna rozumu” nie rozpęta jeszcze jakiejś wojny, osobliwie atomowej… Jest różnica między Punktem Godwina, a granicą, za którą zaczyna się histeria. Od obu pozostał w gruncie rzeczy z daleka pewien urzędnik departamentu stanu, który na oficjalnej stronie amerykańskiej dyplomacji ogłosił koniec prezydentury na 9 dni przed terminem – tak bardzo nie mógł się doczekać odejścia Trumpa… W trudnych chwilach – a kto wie, co jeszcze w Ameryce się wydarzy – dobrze jest wspomnieć dewizę hrabiego Talleyranda. Ten cynik, oportunista i łajdak, ale – być może właśnie dlatego – świetny dyplomata radził: przede wszystkim – bez nadgorliwości.

Posłuchaj

Przeczytaj również

15 kwietnia 2024

Książki Raportu

13 kwietnia 2024

O hiszpańskich squatersach

6 kwietnia 2024

O lekarzach w Korei Południowej

-10
+10
00:00
/
00:00