Fot: Sasha Freemind / Unsplash
17 czerwca 2023

Bebechy i gęba samotnika

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Na co dzień gospodarz programu „Dzień na świecie” w telewizji Polsat News. W Raporcie autor cyklu felietonów „Świat z boku”.

Kontakt: grzegorz.dobiecki@raportostanieswiata.pl

Fot: Tomek Sikora

Po 500 dniach bez kontaktu ze światem zewnętrznym Beatriz Flamini wychodziła z jaskini niechętnie. Hiszpańskiej alpinistce było pod ziemią dobrze. Nie zmęczył jej długi test skrajnej izolacji, nie przygniotła samotność. Za to na powierzchni, wśród ludzi, czekały już przygnębiające wiadomości. Rosja najechała Ukrainę, umarła królowa Elżbieta, a na Europę spadła epidemia samotności. Odporna na tę przypadłość Beatriz sensu ostatniej wieści zapewne nie zrozumiała.

Komisja Europejska rozumie i dostrzega wszystko. Poleciła objąć ankietą 25 tys. osób z kilku krajów i z badania wyszło, że co najmniej jeden obywatel Unii na dziesięciu większość czasu spędza sam. Najczęściej jest to Irlandczyk, rzadziej Holender, Czech i Chorwat. Epidemia samotności byłaby spadkiem po dwóch latach covidowego terroru, dziedziczonym głównie przez seniorów. Lecz także europejską mutacją zjawiska hikikomori, dotykającego młodych i najmłodszych. Fenomen interpretują doświadczeni naukowcy. Trudno powiedzieć, czy właściwie – bo niby skąd boomer ma wiedzieć, czego szukać w głowie zoomera?

W Japonii, w Korei Południowej juniorzy psychicznie zamykają się w sobie, a fizycznie w swoich pokojach. Nie chcą szkoły, pracy ani rodziny, nie chcą świata polityki, pieniądza i zniszczonego środowiska. Są przeświadczeni, że tam czeka ich tylko porażka. Schronienie przed realem i szansę na sukces znajdują w wymiarze wirtualnym, w mediach społecznościowych, w komputerowych grach. Niektórzy w samobójczej śmierci, też często traktowanej gamingowo.

Adepci hikikomori w swojej masie ( w Japonii jest ich ponoć milion) tworzą “samotny tłum”, choć w formie jeszcze wyższej niż u klasyka socjologii. David Riesman pisał o “zewnątrzsterowności”, podatności na manipulacje, o zerwanych tradycyjnych więzach i nowym nierozpoznanym spoiwie, które je zastępuje. Czyżby to miała być nowa religia i jej Kościół Samotności, The Church of Solitude? I czy aby my wszyscy już do niego nie należymy, z modlitewnikami smartfonów, przesuwający słowa i obrazy jak koraliki różańca, podzieleni na parafie informacyjnych baniek, gotowi spowiadać się sztucznej inteligencji?

Samotność to depresja, czyli autodestrukcja, czyli utrata zdolności produkcyjnych i reprodukcyjnych, czyli zagrożenie dla zwartości oraz przyszłości demokratycznej Wspólnoty. Na to Unia Europejska pozwolić zaś nie może. W stosownym raporcie Komisja wskazuje, co samotności zapobiegnie: “ sprzyjające sytuacje ekonomiczne oraz właściwa ilość i jakość interakcji socjalnych”. Cudnie. Cudniej mógłby to wyrazić tylko Paulo Coelho: pójdź między ludzi, tam znajdziesz pomyślność i szczęście.

Pójdź, a więc wybierz. A czy wyborem nie może być samotność? Nie wynikiem “uwarunkowań społeczno-ekonomicznych”, nie żadnym fatum ani stuletnim wyrokiem wydanym przez los na ród Buendiów – lecz właśnie wolnym wyborem? Spójrzmy, skoro się do niej odwołujemy, na literaturę: na topos samotnika. Achilles i Penelopa, Giaur i Maria Stuart, hrabia Monte Christo i Guliwer, łowca androidów Rick Deckard i prywatny detektyw Philip Marlowe – toż to same odludki. Mieli powody, by nimi zostać, lecz przecież nie musieli. Samotność wybierają silni. Ona wybierze słabych. Dużo mógłby o tym powiedzieć Pan Cogito.

Od Carson McCullers wiemy, że serce to samotny myśliwy. Od Hansa Fallady, że każdy umiera w samotności. Takimi stanami uczuć i świadomości żywią się z kolei poeci oraz twórcy piosenek. Zwłaszcza ci drudzy mogliby się jednak zlitować, nie rozdrapywać ran rozstania i zwątpienia, nie tarmosić duszy własnej i słuchacza. Słaby tekst w silnej wersji Ryśka Riedla nie obył się bez zrymowania “strasznej trwogi” samotności z hipotezą o nieistnieniu Boga. Iwan Karamazow tylko zatarłby tu ręce. Frontman Fool’s Garden śpiewa, że nie chce siedzieć na cytrynowym drzewie. Myslovitz odpowiada mu, że wręcz przeciwnie, że właśnie chce wejść na drzewo, bo fajnie tam posiedzieć samemu. Wszystkim smutasom z Klubu Samotnych Serc Sierżanta Pieprza Georges Moustaki ma do powiedzenia tyle, że nigdy nie jest sam ze swoją samotnością. A Renaud, bard paryskich przedmieść z czasów, gdy jeszcze nie rządził na nich rap, daje taką oto egzystencjalną wskazówkę: żebyś był wolny, nieraz musisz być sam / od tego może i bolą bebechy, ale to dobrze robi na gębę.

Posłuchaj

Posłuchaj również

19 lipca 2025

Hiszpania mniej znana

19 lipca 2025

Familiada

12 lipca 2025

Czy Polska powinna dokumentować zbrodnie rosyjskie w Ukrainie?

-10
+10
00:00
/
00:00