Fot: Tim Hüfner / Unsplash
2 marca 2024

Co mi zrobisz jak mnie złapiesz

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Na co dzień gospodarz programu „Dzień na świecie” w telewizji Polsat News. W Raporcie autor cyklu felietonów „Świat z boku”.

Kontakt: grzegorz.dobiecki@raportostanieswiata.pl

Fot: Tomek Sikora

Serial “Ścigany” (The Fugitive), później przerabiany na pełny metraż, powstał w zamierzchłych czasach, kiedy nie było jeszcze netflixów, smart-telewizorów ani nawet domowych magnetowidów. Każdy odcinek poprzedzała czołówka, której nie dawało się pominąć, więc gdzieś tak od połowy serialu telewidz znał już jej tekst na pamięć. W “Ściganym” kończyła ją sakramentalna formułka: ironia losu polega na tym, że Richard Kimble jest niewinny.

Ponieważ nie jest to kryminał z gatunku noir, co najwyżej z lekka szary, w finale sprawiedliwości staje się zadość. To gdzie tu ironia losu? Odezwałaby się naprawdę, gdyby dobry doktor wrobiony w cudzą zbrodnię dostał najwyższy wyrok, a zły – jego żonę i jeszcze Nagrodę Nobla z medycyny. Bałamutna zajawka starego serialu, podobna do nieuczciwej reklamy, przypomina się za każdym razem, gdy los szydzi z aksjologii i wywraca znaczenia pojęć. Kiedy jego ironia polega na tym, że winni, choć są znani, wcale ścigani nie są, zaś niewinnych dopada się łatwo.

W okolicach Alicante zginął od kul Maksim Kuzminow, pilot rosyjskiej armii. Kilka miesięcy wcześniej uciekł śmigłowcem do Ukraińców. Dostał od nich gwarancje bezpieczeństwa, uwierzył jednak, że mocniejsze znajdzie w Hiszpanii. Los zadrwił z jego wiary, a drwinę zamienili w zbrodnię odpowiedni wykonawcy. Tacy sami jak ci, którzy zamordowali Politkowską, Litwinienkę i Niemcowa, zamęczyli w łagrze Nawalnego. Wobec głośnych zabójstw przypadek pilota Kuzminowa przejdzie pewnie niezauważony, a przecież należy do czynów tej samej kategorii. Jeśli za ich popełnienie w ogóle spada na kogoś kara, przewraca jedynie pionki. Oskarżenie nigdy nie sięga źródła zlecenia, chociaż wszyscy wiedzą, gdzie – i jak – to źródło bije.

Już zwietrzał symbol, początkowo mocny, jakim było wydanie nakazu aresztowania Putina przez Międzynarodowy Trybunał Karny. Putin pozostaje bezkarny. Przywódcy państw uznających jurysdykcję MTK – jak RPA czy Brazylia – uprawiają polityczno-prawną ekwilibrystykę, byle tylko uniknąć konieczności zatrzymania rosyjskiego zbrodniarza, gdyby zechciał do nich przyjechać. On na wszelki wypadek nie zechce; ma pod dostatkiem innych, mniej ryzykownych destynacji. Zresztą o jakim ryzyku tu mowa? Żaden organ, żaden śledczy międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości nie ściga Putina aktywnie. Ukraińskim służbom specjalnym też to nie wychodzi. Naprawdę ścigają Putina tylko przekleństwa ukraińskich matek. Lament matek rosyjskich przez mury Kremla nie przenika.

Ironia losu polega i na tym, że Rosja również wystawia listy gończe. W jej rejestrze ściganych znaleźli się główny prokurator haskiego Trybunału Karim Khan, premier Estonii Kaja Kallas czy litewski minister kultury Simonas Kairys. Nie chodzi o to, by tych ludzi dopaść i zamknąć za Kołem Polarnym. Wystarczy, że odczują niepokój. A zapewnienia premier Kallas (“nie ugnę się, nie dam się zastraszyć”) właśnie niepokój oznaczają. Żeby go spotęgować, nie trzeba zaraz polonu w herbacie. Przeróżne kompromaty i fałszywki też działają jak trucizna.

Międzynarodowe trybunały i jurysdykcja uniwersalna są bezradne wobec zbrodniarzy stojących na czele państw, dopóki ci dzierżą u siebie władzę. Nieraz nawet dłużej – jak wykazał przypadek byłego prezydenta Augusto Pinocheta, aresztowanego w Londynie tylko na krótko. Slobodan Milošević trafił do aresztu w Hadze dopiero wtedy, gdy Serbia została pobita. Reżimowi syryjskiemu Amerykanie nie zadali w porę decydującego ciosu; Baszar al Asad pozostaje nietykalny – co z tego, że izolowany. Nie byłoby dostępu do ściganego międzynarodowo Omara al Baszira, gdyby nie sudański zamach stanu.

Współodpowiedzialność za ludobójstwo w Rwandzie spada na Francję, ale nie zostanie wyegzekwowana. Skazanie za zbrodnie popełnione w wojnie Izraela z Hamasem – czy wręcz samo ich wskazanie – uniemożliwią odpowiednio Stany Zjednoczone oraz Rosja z Chinami. Prawne spory ugrzęzną na etapie weryfikowania, czy masakry w kibucach i w Strefie Gazy są zgodne z definicją ludobójstwa.

Zdarzają się też relacje między ściganymi i ścigającymi osobliwie nieoczywiste. Carles Puigdemont, kataloński separatysta na rosyjskim dopingu, udaje banitę, a socjalistyczny rząd w Madrycie usiłuje przekonywać, że nie podtrzymuje tej fikcji. O sygnaliście Edwardzie Snowdenie, zaszytym gdzieś w Rosji, amerykańskie władze mogłyby powiedzieć: to nie my go gonimy, to on przed nami ucieka. Jego kolega demaskator Julian Assange – odwrotnie: to nie on ucieka (z brytyjskiego więzienia nie byłoby łatwo), to oni go ścigają.

Kto pamięta monologi Stanisława Tyma w lot rozpozna, że powyższa figura retoryczna została niemal żywcem wyjęta z jednego z nich. Z kolei tytuł tego felietonu ( “Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”) to pożyczka z filmu Stanisława Barei. Obu panom należą się przeprosiny za to nadużycie. Nadużycie – bo ich ironia jest inna: ciepła i pogodna.

Posłuchaj

Posłuchaj również

1 listopada 2025

Łapać złodzieja

1 listopada 2025

Piłka nożna w Izraelu na krawędzi: sport czy polityka?

25 października 2025

Świat zza krat

-10
+10
00:00
/
00:00