Fot: Raphael Schaller / Unsplash
10 czerwca 2023

Curva pericolosa

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Na co dzień gospodarz programu „Dzień na świecie” w telewizji Polsat News. W Raporcie autor cyklu felietonów „Świat z boku”.

Kontakt: grzegorz.dobiecki@raportostanieswiata.pl

Fot: Tomek Sikora

Curva pericolosa. Ostrzeżenie przy włoskiej krętej drodze przyprawia o chichot turystów z Polski. Ci sami turyści wprawiają w zakłopotanie Czechów, kiedy czegoś u nich szukają. Daleki od sprośnej anatomii pozostaje rumuński przyimek dupa. Po angielsku fart, nieprzystojny odgłos, to raczej niefart, zwłaszcza w towarzystwie (pardon my french). W Turcji napis zabita nie oznajmia, że tutaj zamordowano kobietę, chociaż trop jest w zasadzie dobry. Zabita po turecku znaczy: policja.

Tak samo brzmiące słowa, internacjonalne homonimy, mamią nadzieją na identyczność znaczeń. Rodzą podejrzenie, że może jednak mściwy Jahwe nie całkiem pomieszał ludziom języki, gdy ukarał ich za budowanie wieży, co miała być schodami do nieba. Dobrze, niech Mu będzie: komunikacja na tej drodze odbywa się tylko za zgodą z góry. Ale komunikacja międzyludzka mogła się przecież oprzeć ingerencji Stwórcy. Może Księga Rodzaju się myli, może z pogromu confusio linguarum ocalały jakieś słowa-niedobitki, zrozumiałe jednakowo wszędzie i dla wszystkich.

W filmie Jean-Jacquesa Annaud “Wojna o ogień” praczłowiek nadaje płomieniowi imię atra. W Karpatach do dziś na ognisko mówią watra. Przypadek? Czy dowód uniwersalnego sensu pewnych zbitek sylab? Lingwiści, antropolodzy, etnografowie znajdują tu żyzne pole naukowe. Ignorant pójdzie miedzą intuicji i wygody.

Przede wszystkim, żeby być zrozumianym przez osobę nieznającą naszego języka, należy posługiwać się nim głośno i wyraźnie. W razie potrzeby wymawiamy poszczególne słowa kilkakrotnie, aż do skutku, nie zapominając o mowie ciała. Jeśli skutek się nie pojawia, warto sięgnąć po metodę kalkowania. W ten sposób pewien obcy dyplomata w miejsce polskich “napięć i tarć” wstawiał neo-polskie “tensje i frykcje”. Metoda bywa jednak zawodna. Nasi dyplomaci, mówiący do francuskich kolegów przez kalkę, wykwintnie przekładali słowo “lustracja” na lustration. Tyle że we francuszczyźnie nie ma takiego słowa. Co prawda da się je na siłę utworzyć, ale będzie ono oznaczało polerowanie, nadawanie blasku – a raczej nie taki cel przyświeca przecież prześwietlaniu cudzych życiorysów. W Hiszpanii, w zupełnie niepolitycznej sytuacji przymusu fizjologicznego, kalka też nie pomoże: pytanie o ubicación nie zostanie zrozumiane właściwie.

Tak jak nie spotykał się ze zrozumieniem Włoch, przekonany, że odkrył kwintesencję urody polszczyzny. Perłę poezji, melodię życia i miłosne wyznanie zawarte w jednym słowie. Ono brzmiało: cielęcina. Cudzoziemcze, sprawdzaj, czego cię uczą tubylcy, żebyś potem nie popisywał się głównie rumuńskimi przyimkami i włoskimi zakrętami. Niedawno norweska piosenkarka Girl in Red zaufała publiczności paryskiej Olympii. Poprosiła ze sceny, by nauczyć ją najpopularniejszego francuskiego zwrotu, dwóch słów, nie więcej. Sala zaczęła skandować: Macron, démission!

Dobrą radą i językową asystą służą rodacy żyjący na obczyźnie dłużej lub (zwłaszcza) krócej. Chyba każda nacja wypracowała własną odmianę pinglish; jest więc także polglish language. Jego anonimowym ojcom należy się szacunek, nie bawią się bowiem w prostackie kalkowanie. Dokonują twórczych adaptacji całych zwrotów idiomatycznych. Pierwszy z brzegu (first from the shore) powie ci bez obrazy (without pictures), byś nie robił wiochy (don’t make a village), będzie gotów postawić piwo (to put a beer), może nawet jakieś dania z drobiu (Denmark from chicken) – i ogólnie pomoże ci wyjść na ludzi (go out on people). Bezwzględnie warto z tej pomocy skorzystać. Bezwzglendlich, jak mówią Polonusi spod Hamburga.

Istotą chałupniczego słowotwórstwa, którego nie krępuje żadna granica ani gramatyka jest – podobnie jak w przypadku esperanto – logika komfortu. A w międzynarodowych asocjacjach językowych wcale o nią niełatwo. Była o tym mowa już wcześniej, weźmy jednak na warsztat jeszcze przykład z warsztatu. Narzędzie do przykręcania i odkręcania z regulowaną rozpiętością szczęk to po naszemu klucz francuski. Francuzi nazywają je kluczem angielskim, une clé anglaise. Oczywista implikacja, elementarna logika nakazują, by Anglicy mówili na to ustrojstwo z kolei the polish key. A oni nie, oni muszą zawsze inaczej. Dla nich to jest adjustable wrench, kompletnie bez sensu. No i mamy poślizg z dachowaniem, cały wywód na nic, bo na jego prostej drodze wyrasta raptem niepotrzebny, bardzo niebezpieczny zakręt. Curva molto pericolosa.

Posłuchaj

Posłuchaj również

5 lipca 2025

Świnia Napoleon

5 lipca 2025

Rocznica ludobójstwa w Srebrenicy

28 czerwca 2025

Droga Salvatora Mundi do Rijadu

-10
+10
00:00
/
00:00