Wirus mutuje, klimat marnieje, nieprzyjaciel hybrydowo napiera – a jej nic nie rusza, a ona kwitnie i się panoszy. Kto ona? Korupcja ona! Żadne prawa, dyrektywy i rezolucje jej niestraszne, hulaj dusza, keine Grenzen. Może by ją w ogóle zalegalizować, jak miękkie narkotyki albo, nie przymierzając, prostytucję?
Bo do czego porównać korupcję? Może do tego wulkanu na kanaryjskiej wyspie. Buchnął, lawa płynie jęzorami – całkiem jak te wycieki z dokumentów. A to Luxleaks, a to Panama, Paradise czy inne papiery na “P”. Kompromaty wyciekną, trochę naszkodzą, wystygną i po sprawie. A nie, nie. Tam pod spodem, pod skorupą tajemnic bankowych cały czas buzuje. Nepotyzm, płatna protekcja, brudne pieniądze, raje podatkowe, defraudacje, cała ta korupcyjna magma. I raz na jakiś czas – erupcja, fajerwerki dla gawiedzi.
W Chinach, w Wietnamie, w Iranie lud dostaje straszne igrzyska. Kciuk do dołu, życie niewarte łapówki. Pokazowy proces i wyrok, z tym, że to zwykle nie jest kara za złamanie prawa, tylko czystka w aparacie. Na Ukrainie sztuczne ognie odpala prezydent, cytowany w Pandora Papers. Wrzawa wokół ustawy deoligarchizacyjnej (co za nazwa…) zagłusza chichot tych krezusów, których ustawa ma ochronić, a nie pognębić. W panikę wpada tylko prosty stójkowy z Homla: przyłapany na braniu w łapę połyka dolarowy zwitek. W Bułgarii wybory wygrywa partia, która wypisuje na sztandarach walkę z korupcją jak wszystkie inne, ale największymi literami. A przy urnach głosy w detalu chodzą po 100 lewów za sztukę, chociaż taniej wychodziłoby w hurcie, za obietnice nowych zasiłków. Premier Węgier chichocze, wtóruje mu kolega z Czech. Kanclerz Austrii ustąpił. Były prezydent Brazylii swoje za korupcję odsiedział, wraca mocny. Głowa państwa chilijskiego na wylocie, więc spokojna: impeachmentu nie będzie. Były prezydent USA chowa za plecy deklarację skarbową. – Pokaż! – żądają inspektorzy fiskusa i sędziowie. – Nie pokażę. I co mi zrobicie? – odgryza się mistrz sztuki dealu.
Prawem nie muszą się przejmować inni byli przywódcy idący do biznesu, do zarządów, do rad nadzorczych: nie robią niczego zakazanego. Jakoś dziwnie w tym samym kierunku idą. Ex-kanclerz Niemiec do Rosnieftu, tamże dawna szefowa austriackiej dyplomacji, ta co tańczyła z Putinem. Były premier Francji, u siebie skompromitowany – do Zarubieżnieftu. Przedostatni premier Włoch, obecnie senator – do wielkiej firmy carsharingu, również w Rosji. Senator R. nie dostrzega w tym konfliktu interesów.
Konflikt interesów dostrzega premier Wielkiej Brytanii, chociaż też nie u siebie. Dwaj posłowie skromnie dorabiali jako lobbyści, a Boris Johnson zrobił z igły widły: uznał, że to podważa zaufanie do całej Izby Gmin. Zakrzyknął więc patetycznie: Zjednoczone Królestwo nie jest skorumpowanym państwem! Niewykluczone, że była to po części mowa obrończa, gdyż sam BoJo był oskarżany o remontowanie domu za publiczne pieniądze (chyba już skończył roboty).
A przecież strefy wolne od korupcji istnieją, w każdym razie istnieją rankingi, które by to potwierdzały. Na dół tabeli zaglądać nie warto, ścisła czołówka od lat się nie zmienia: Nowa Zelandia, Singapur, Szwajcaria, Skandynawia. Zaraz, zaraz – a co z Finlandią, gdzie pani premier pokornie rozlicza się z gratisowych śniadań w służbowej rezydencji? Ano właśnie w ten sposób dowodzi urzędniczej uczciwości. Który to przymiot jest, co nietrudno zauważyć, geokulturowo zmienny. Były przewodniczący francuskiego Zgromadzenia Narodowego wydawał wystawne przyjęcia, głównie dla krewnych i znajomych, a oskarżenia o rozrzutność odpierał celnym argumentem: przecież nie będę częstował gości batonikami, Francja to nie jakaś Szwecja… Kudy mu jednak do prezydenta Rosji, zapewne najbogatszego człowieka świata. Orzekł on niedawno, pijąc do wyrokowca Nawalnego, że walki z korupcją powinni się podejmować wyłącznie ludzie, którzy sami bezwzględnie przestrzegają prawo. No, to przynajmniej wiemy, dlaczego Władimir Putin nie walczy z korupcją.