Fot: Ian Schneider / Unsplash
6 stycznia 2024

Gdzie oni są

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Na co dzień gospodarz programu „Dzień na świecie” w telewizji Polsat News. W Raporcie autor cyklu felietonów „Świat z boku”.

Kontakt: grzegorz.dobiecki@raportostanieswiata.pl

Fot: Tomek Sikora

Stary rok sobie poszedł, jak przed nim tyle starszych. Zaraz pójdą młodsze. A dokąd? Do rezerwy, do fałdy czasu. Moszczą się w niej wygodnie i czekają, aż znowu będą potrzebne. Aż zaczniemy szukać tych wszystkich lat, bo skądś trzeba będzie brać zapasy życia, kiedy już wpiszemy śmierć do kategorii chorób uleczalnych. Jeszcze trochę. Kto nie doczeka, sam sobie winien: za wcześnie się urodził. I musi uznać, jak Szymborska, że takie jest prawo i lewo natury / Taki, na chybił trafił, jej omen i amen. / Taka jej ewidencja i omnipotencja.

Niektórzy długo się opierają. Chowają nożyczki, żeby ich Atropos nie znalazła. Tępią ostrza na kamieniu, najlepiej filozoficznym. Impregnują swoją nić w kociołku czarownic, zamieniają w gruby powróz – a Ona i tak go w końcu przecina. Ta stara Mojra. Potem przydziela nowe kwatery: ci na pomniki, ci na śmietniki. Tymczasowo, później może się zamienią miejscami.

De mortuis aut bene, aut nihil. Więc tu tylko o niektórych ze światowej kroniki pożegnań 2023.

Henry Kissinger żył sto lat, bo żyć lubił i potrafił. Po kryjomu sypał piasek w mechanizmy zegarów, tak by ciągle pokazywały XX wiek, może nawet XIX. Żeby trwał koncert mocarstw, którym mogą dyrygować szczególnie uzdolnieni. Albo dostatecznie pewni siebie. Z wyżyn dyplomatycznego pontyfikatu od dawna patrzył wstecz, jak to papieże. Dla przyszłości też jednak coś zrobił: wzniósł własny pomnik. W jego branży nie widać ani okazalszych monumentów, ani śmiałków gotowych strącić Kissingera z piedestału.

Takich obrazoburczych planów nie miał Martti Athisaari, dyplomata milkliwy – jak to Finowie – i dlatego skuteczny, także w prezydenckiej roli. Chociaż po prawdzie mało kto wiedział, jakie on ma plany, dopóki nie przekuł ich w czyn. Rozwiązanie dla Namibii, dla Kosowa – to jeszcze, ale pokój dla prowincji Aceh? To tam była jakaś wojna? Gdzie to w ogóle jest i co nas obchodzi? Przecież ważne są tylko te wojny, które my przegrywamy. Bo zwyciężamy raczej rzadko.

A dobrzy są tylko ci zagraniczni politycy, którzy nam sprzyjają. Dlatego dobrym politykiem był skarbnik Niemiec Wolfang Scheuble. W drugą stronę to już jednak nie działa. Polityk sprzyjający Niemcom nie może być dobry lub nie może być polski, co w zasadzie na jedno wychodzi. Scheuble dbał o pomyślność własnego kraju, zapewnianą w konkurencji z innymi, nieraz bezlitośnie. Tak pojmował swoją powinność; wypełnił ją rzetelnie.

Jacques Delors zdradził powinność dla wizji. Zamiast przyjąć od Francji najwyższy urząd, który na niego czekał, wolał dać Europie wspólną walutę, chociaż Europa wcale się do niej nie paliła. Do budowy nowej Unii przystąpił w trójce murarskiej z Maastricht, razem z Mitterrandem i Kohlem. Osobliwą przeszedł przemianę: od pragmatyka uwalniającego socjalizm z dogmatów, do maga, który polityczną idée fixe wyniósł ponad realia gospodarki i społeczny opór.

Silvia Berlusconiego wizje nie interesowały. Telewizja – jak najbardziej. Z komercyjnej stacji jako pierwszy w Europie Sua Emittenza uczynił polityczny oręż. Stał się prekursorem współczesnego populizmu. Programu bez treści, obietnic bez zobowiązań, socjalnego bunga-bunga i godnościowych ( w tym sportowych) uniesień. W historii Włoch Berlusconi miał swoje pięć minut, wydłużone przez rodaków do kilkunastu lat. Nikt jemu, ani im, tego nie odbierze.

Z jakiejś lepszej gliny Opatrzność ulepiła niemiecko-czeskiego księcia i polsko-żydowskiego profesora. Karel Schwarzenberg i Szewach Weiss na salony polityki przemycili serca. Pewnie dlatego, choć obaj piastowali wysokie godności, na same szczyty ich nie wpuszczono. Bramki kontroli wykryły wybuchowy ładunek uczciwości, niebezpieczne promieniowanie wrażliwe.

Gdzie oni wszyscy są? George Saunders znalazłby ich pewnie w bardo, niewidzialnej pośmiertnej poczekalni, skąd dopiero przejdzie się – już nieodwołalnie – do ostatecznej ostateczności. W powieści Amerykanina to się odbywa w formie rozświtu materii przy wtórze huku wystrzału. A naprawdę dokonuje się pewnie niepostrzeżenie i bezgłośnie: wtedy, gdy któregoś dnia nieobecni znikają z naszej pamięci.
Więcej może wiedzieć Milan Kundera, bo i jego zabrał stary rok. Mądry Czech ostrzegał, że etapem pośrednim między istnieniem a zapomnieniem bywa kicz. A w książce pod perfidnym tytułem „Żart” napisał, że ludzie przeważnie łudzą się dwiema błędnymi wiarami: wierzą w wieczną pamięć (ludzi, spraw, czynów, narodów) i w możność naprawy (czynów, pomyłek, grzechów, krzywd). Obie te wiary są fałszywe. W rzeczywistości jest właśnie na odwrót: wszystko zostanie zapomniane i nic nie będzie naprawione.

Posłuchaj

Posłuchaj również

12 lipca 2025

Czy Polska powinna dokumentować zbrodnie rosyjskie w Ukrainie?

5 lipca 2025

Świnia Napoleon

5 lipca 2025

Rocznica ludobójstwa w Srebrenicy

-10
+10
00:00
/
00:00