Panie Walz, panie Vance, szanowni wicekandydaci, co z wami? Miała być ognista debata z wyzwiskami i pomówieniami, z rękoczynem może jakim na okrasę – a tu co? Kurtuazja i merytoryka? Nie wmawiajcie ludziom, że rzeczowy spór jest możliwy, bo wiadomo, że nie jest. Tak się dziś szczytów nie zdobywa, nawet tych niższych.
Marine Le Pen poddała swój wizerunek zabiegowi gruntownej dediabolizacji i tak wyanielona wzbija się rzeczywiście wysoko. Ale Herbert Kickl dociera jeszcze wyżej i nie przyprawia sobie w tym celu grzecznej buzi ani skrzydełek. Jego zwycięska Austriacka Partia Wolnościowa – jak to ujmuje Frankfurter Allgemeine Zeitung – „używała najbardziej nikczemnych obelg wobec przeciwników”. Stąd wniosek (mało odkrywczy), że w polityce grubiaństwo i bezczelność popłacają bardziej, niż układne comme il faut.
Skądinąd redaktorzy wspomnianej gazety pisali o Kicklu równie paskudnie, jak on mówił o konkurencji. Żeby się jednak własnymi słowami nie ubrudzić, zasiadali do klawiatury w białych rękawiczkach. Hej, sowy, puchacze, kruki / I my nie znajmy litości (…) Szarpajmy ciało na sztuki / Niechaj nagie świecą kości. W walce politycznej dawno „skończył się Wersal”; wieszcz Adam obwieścił to dużo wcześniej, niż Andrzej Lepper.
Odwołania do „Dziadów”, sam tytuł dzieła lub jego pochodne pojawiają się w przestrzeni publicznej regularnie. Mogą to więc być apostrofy kierowane do konkretnych podmiotów bezpośrednio, na przykład: spieprzaj dziadu – albo zaocznie, jak fraza innego prezydenta: Chory dziad z Placu Czerwonego nie będzie dyktował czerwonych linii. Z kolei określenie „dziadostwo” służy za ocenę kondycji gospodarki oraz jakości klasy politycznej; wyznacza też schyłkową kategorię metrykalno-mentalną. Donald Trump uważa, że się do niej nie kwalifikuje, w przeciwieństwie do Joe Bidena. W tym ujęciu dziadostwo jest stanem nabytym. Nie nabędzie go Kamala Harris, ale nie ze względu na płeć, tylko na wady wrodzone. O ile bowiem – twierdzi Trump – Biden stał się niepełnosprawny umysłowo dopiero z wiekiem, to ta kobieta już taka przyszła na świat.
Trump kobiety obrażał i obłapiał, Berlusconi kupował, Sarkozy się nimi dowartościowywał, Bolsonaro wytykał wiek Pierwszej Damie Francji, Putin straszył psem Frau Kanzlerin. A Orbán całuje panie w rękę. Może zresztą tylko pochyla się ku dłoni, tak kazałaby etykieta. Niektórzy są zdania, że w wykonaniu brzuchatego Węgra to nie jest dworski gest, tylko odruch prostaka, któremu się wydaje, że tak powinien się zachować światowiec. Słoma z butów – mówią złośliwcy. Hola, hola, niech najpierw zajrzą do własnych. Orbán wciela w czyn przemyślaną strategię. Jego galanteria wobec kobiet to obrona tradycyjnych wartości w lekkim skłonie, czyli z pozycji demokracji nieliberalnej.
Demokraci liberalni podnoszą głowy wysoko, powinni więc widzieć dalej i więcej. Tymczasem ich wzrok zachowuje ostrość jedynie w murach salonów, a jeśli sięga poza nie, to mętnieje. Emmanuel Macron miłościwie panuje Francuzom, ale zapanować nad nimi nie może. Powiada zatem, w dodatku za granicą, że to naród niereformowalny. Na uznanie zasługują wyłącznie jednostki dynamiczne i przedsiębiorcze; pozostali są – według prezydenta – niczym. Były szef państwa, lewicowo-kawiorowy François Hollande, nadał tym pozostałym inne miano: szczerbaci, bezzębni. Równie pogardliwie Wielcy Rewolucjoniści mówili niegdyś o pomniejszych, więc gorszych: sankiuloci, biedacy bez portek. Sprane, wyblakłe obelgi nie wychodzą z mody, praktyczne w użyciu jak jeansy.
Największe brudy trafiają do politycznego mega-magla, który wszystko przerobi. Do Organizacji Narodów Zjednoczonych, do kotła Zgromadzenia Ogólnego, do wyżymaczki Rady Bezpieczeństwa. Nie ma takiej impertynencji, upozowanej na święte oburzenie, z jaką nie można by tam było oskarżać przeciwnika o własną niegodziwość. Nie ma takiej inwektywy, owiniętej w dyplomatyczne formułki, którą nie dałoby się go bezkarnie ugodzić. Walenie butem w pulpit było dobre w czasach Chruszczowa; w epoce Putina z ONZowskiej mównicy unoszą się zdania pełne skażonych słów i pękają nad salą niczym gówniane balony Kim Dzong Una nad Koreą Południową.
Starą radę ze skeczu Kabaretu Dudek wciąż warto podkreślać wężykiem, ale trzeba by ją chyba nieco skorygować. Tak jest, chamstwu należy przeciwstawiać się siłom i godnościom osobistom, ze wskazaniem na tę pierwszom.