Dla Hucuła nie ma życia jak na połoninie. Wesoła myśl, swobodna dłoń. Dla polityka tak samo: tylko wysokie łąki władzy, parlamentów i gabinetów, jeno hale wieców, zjazdów i telewizyjnych studiów. Tylko tam on wie, że żyje, hej. Od kampanii wyborczej aż do mowy pogrzebowej. Czyli od urny do urny. Zabrać mu to, to jak skazać na nizinną egzystencję albo i na żuławy jakieś depresyjne. Góralu, czy ci nie żal? Głupie pytanie.
A tu masz: zabierają. Elisabeth Borne długo się nie cieszyła tą odrobiną władzy, jaką we Francji prezydent zostawia premierom. Emmanuel Macron postawił na swojego klona, Gabriela Attala. Baby Macron, mówią złośliwcy o nowym szefie rządu. O byłej szefowej już nikt nie mówi. Co z nią teraz będzie? Trafi do składziku ze zużytymi premierami? Może wróci do matematyki, tam miała więcej sukcesów? O nie, ona już polityce nie odpuści. Ani polityka jej. Podobno jeden raz się nie liczy, einmal ist keinmal – twierdzą sąsiedzi zza Renu. Ale na codzień stosują się do sloganu rodzimych dyskontów: raz z Aldi, zawsze coś z Aldi. Z polityką nie inaczej.
Za Kanałem La Manche aż rwie się do niej Boris Johnson. Bo jako publicysta cierpi, usycha z tęsknoty za imprezami na Downing Street, za stand-upem w Izbie Gmin. Nie wyszedł stamtąd po angielsku: jego hasta la vista ciągle dudni echem w parlamencie. I nie ucichnie, dopóki Johnson nie wróci, co może jednak zająć sporo czasu. W amerykańskim Kongresie partyjni koledzy pozbyli się niewydarzonego spikera, Kevina McCarthy’ego. A ten się upiera, że z polityki nie odejdzie. Będzie mentorem dla młodych kadr Republikanów. Dla Demokratów przyszłość rysuje się więc nienajgorzej. Nie uśmiecha się natomiast do Nicolasa Sarkozy’ego. Trudno wracać do czynnej polityki z wyrokiem w zawiasach i elektroniczną bransoletką; z takim żelastwem nie wdrapiesz się pod górę. Powrót na połoniny władzy blokuje okrutny los przebrany za sędziego, nieraz nawet za cały trybunał.
Ale toga to i tak strój przyjemniejszy niż mundur puczysty. W brutalnym przesuwaniu przywódców do strefy cienia wyspecjalizowali się ostatnio wojskowi afrykańscy. Latynosi stracili prymat w tej dyscyplinie; obecnie celują w sztuce impeachmentu. W Ameryce Łacińskiej funkcje głowy państwa i szefa rządu należą do zawodów silnie korupcjogennych, więc również wysoce ryzykownych penitencjarnie. Rozkład dzisiejszych zajęć wczorajszych prezydentów i premierów wyznaczają tam regulaminy więzienne, osobliwie w Peru. Aktualnie za kratami przebywa trzech byłych prezydentów tego kraju, w tym samym zakładzie.
Groźbę wtrącenia do lochu, a przynajmniej utraty władzy odsuwa od przywódcy porządny kryzys, który trzeba pokonać. A w wersji skrajnej – porządna wojna, choćby i była prowadzona wbrew wszelkiemu porządkowi. Wtedy ktoś taki staje na czele zjednoczonego narodu i ma w poważaniu prokuratorów oraz oponentów. Teoretycy spisków zaraz po 7. października puścili w obieg retoryczne pytanie: czy aby na pewno Benjamin Netanjahu nie wiedział, że Hamas szykuje atak? Hamas wyposażył premiera Izraela w immunitet, który – tak jak wojna – prędko nie wygaśnie. No, ale wiecznie trwać nie będzie. W krótkiej historii nowożytnej państwa żydowskiego w więzieniu siedział już i premier, i prezydent.
Odchodzenie od polityki bywa też ruchem zamierzonym, przy czym często pozornym. Tak się dzieje, gdy prominentny polityk wchodzi w obrotowe drzwi, które wiodą do sfery biznesu. Pantouflage, ukapciowienie – mówią na to Francuzi. A ruch jest pozorny dlatego, że między biznesem a polityką substancje i fluidy przepływają jak w naczyniach połączonych. Wraz z końcem kadencji w państwie lub organizacji międzynarodowej polityk może odzyskać swobodę manewru, lecz może też stracić twarz. Jak Gerhard Schroeder w putinowskim Rosniefcie czy José Emmanuel Barroso w banku Goldman Sachs.
Najlepiej wycofywać się na pozycje bezpieczne, z góry upatrzone. Wchodzić nie w żadne kapcie, tylko w buty sekretarza generalnego NATO, co usilnie już ćwiczy Mark Rutte. Budować własne mauzoleum wzorem Gurbanguły Berdymuchamedowa, byłego prezydenta Turkmenistanu. Doradzać prezydentowi Kazachstanu, jak to robił Aleksander Kwaśniewski zanim został telewizyjnym komentatorem (a Borat chwalił Great Success). Za przykładem Baracka Obamy wygłaszać do pełnej sali biletowane odczyty o pustej treści. Albo jak Angela Merkel na koszt rządu utrzymywać biuro, fryzjera, kosmetyczkę i ghost writera do pisania pamiętników. Wszystko jedno – byle tylko nie odchodzić w powszedniość, byle pozostawać w górnych warstwach politycznej atmosfery.
Bo wiadomo – chwała na wysokości, a na ziemi pokój z kuchnią, nostalgia za chwałą i nuda jak w polskim filmie. Zaprawdę, polityk jest jak Hucuł. Gdy go losy w doły rzucą, wnet z tęsknoty zginie.