Olimpijskie motto: Citius-Altius-Fortius. Szybciej, Wyżej, Mocniej. Potrójny mechanizm znowu został naoliwiony na potrzeby Igrzysk. Ale – jak się tylko skończą – on zaraz zazgrzyta i wypadnie z niego środek. No bo po co altius, skoro może być inferius: niżej, przeciętnie, byle jak.
Wyżej wznieście strop, cieśle – wzywał Salinger. Człowieku, dobrze jest tak jak jest, będziesz pan zadowolony. Według recepty majstra Młynarskiego: ludzie to lubią, ludzie to kupią / byle na chama, byle głośno, byle głupio. W powszechnym zastosowaniu sprawdzają się tylko wskazania, żeby szybciej i żeby mocniej. Jedno z początku, drugie z końca olimpijskiej triady. Dwie skrajności: w czasach rozkwitu ekstremizmów nic dziwnego.
Mocniej znaczy z większą siłą, gdyż tylko ona zapewnia rację. I nie ma się tu nad czym rozwodzić. Ale dlaczego szybciej? Szybciej to przecież krócej. Czemu nie smakować zwycięstw nad słabszymi, do woli nie delektować się przewagą, jaką daje siła? Bo nie ma czasu na zbytki, koło fortuny może zmienić kierunek i rozjechać mocarza.
Gdyby zamiast filmu”Szybcy i wściekli” powstało dzieło „Powolni i łagodni”, nie trafiłoby do kinowych multipleksów, tylko do niszowych klubów dyskusyjnych oraz do TVP Kultura (emisja o trzeciej w nocy). Mało atrakcyjne są też wybory przeprowadzane w konstytucyjnym terminie. Bardziej kuszą te przedterminowe, trafniej nazywane przyśpieszonymi. Elektoracie, pośpiesz się, nie kombinuj – my już z twoim głosem raz-dwa zrobimy co trzeba, tylko go oddaj.
Przyśpieszać należy również przebieg wojen; nie powinny trwać długo, to nie mecz krykieta. Ciągnąca się latami wojna pochłania coraz więcej ofiar. Owszem, ważniejsze jest jednak to, że przewlekły konflikt staje się uciążliwy dla rządów państw trzecich, a telewidzów i internautów zaczyna nudzić. Migiem trzeba wywołać nowy, żeby zaiskrzył słomiany zapał solidarności z napadniętymi, żeby potępienie agresora jeszcze raz zabulgotało jak zupka błyskawiczna.
Czas, czas się liczy. Że niby co nagle to po diable, a Pan Bóg sprawiedliwy w swojej nierychliwości? Przesądy. Żądamy: santo subito! Potem się zobaczy, czy słusznie. Wszak ksiądz poeta nakazywał, byśmy śpieszyli się kochać ludzi. Teraz papież nakazuje księżom, by ludzi nie usypiali swoim gadulstwem. Kazanie ma trwać osiem minut max. Nieco w tyle zostają muzułmanie. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich ograniczono czas piątkowej chutby w meczetach do minut dziesięciu. Oficjalnie z powodu upałów, ale faktycznie pewnie za sprawą tego samego ogólnoświatowego imperatywu pośpiechu.
Akcelerator nie jest zresztą nowy. Miejska legenda głosi – a historycy nie zaprzeczają – że paryskie bistro wzięło nazwę od rosyjskiego ponaglenia быстро, быстро. Wykrzykiwali je kozacy cara Aleksandra I okupujący stolicę Francji po 1814 r., gdy od opieszałych kelnerów żądali szybkiego serwowania wódki. Swoją drogą ta anegdota sporo mówi o francuskiej fascynacji Rosją. Paryż zaznał bowiem i innej okupacji, a nazwa schnell jakoś nie przylgnęła do tamtejszych barów. Widocznie Niemcom się nie śpieszyło.
No właśnie. Z jednej strony dyktat przyśpieszenia, z drugiej jednak odzywa się niekiedy zupełnie nieolimpijska pokusa spowolnienia biegu. Albo nawet zatrzymania się na dłużej w przyjemnym miejscu osi czasu. To nie jest niewykonalne, trzeba tylko posiadać odpowiedni sprzęt. Jaki – wyjaśnił kiedyś wielki iluzjonista reklamy, Jacques Séguéla. Jeśli skończyłeś 50 lat i nie masz złotego Rolexa to znaczy – powiedział – że zmarnowałeś życie.
Musiał to usłyszeć były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, musiała obecna prezydent Peru Dina Boluarte, gdyż oboje życiowo przegrani nie są, choć politycznie może tak. Policja wytropiła u nich liczne Rolexy i Patek Philippe’y, z których posiadania nie potrafią się sensownie wytłumaczyć. Zaś greckich komunistów przyprawił o dysonans poznawczy ich lider Dmitris Kutsumbas, gdy w geście buntu przeciwko bogaczom wzniósł zaciśniętą pięść, a na przegubie dłoni zalśnił mu złoty Rolex.
Wszystko to przecież marność nad marnościami, vanitas vanitatum et omnia vanitas. Stanisław Jerzy Lec, mądry aforysta, zauważył, że żaden zegar nie ma wskazówek do życia. Ale jedną przeoczył, tę wypisaną na każdej tarczy, także złotej. Tę najbardziej natarczywą. Że twoja olimpiada nieuchronnie zmierza do finału, że z czasem będzie już tylko wolniej, niżej i słabiej.
Tym eschatologicznym akcentem wypada dziś zakończyć – nie przedłużać, jak mówią youtuberzy – żeby przykładnie zmieścić się w papieskim limicie.