Jak tu nie prognozować upadku Putina, skoro on pozbywa się swoich najlepszych ludzi? Właśnie wyrzucił naczelnika Federalnej Służby Więziennej Aleksandra Kałasznikowa. Nie za sławne nazwisko, tylko za tortury i gwałty. Bo wyszły na jaw, a nie powinny były. W Saratowie, w Irkucku gwałcili więźniów “siłowiki” niższej rangi, systematycznie. Ranga wyższa to kryła, systemowo. Aż ktoś zdradził system. Możliwe, że w strukturach penitencjarnych awansuje teraz naczelnik więzienia w Pskowie, gdzie siedzi Aleksiej Nawalny. Ten zakład torturuje bowiem i dręczy subtelniej. Nie kijem od szczotki, nie pięścią ani prądem tylko przemocą psychologiczną. Skazańcy są na przykład zmuszani do oglądania kilka razy w ciągu dnia telewizji z kremlowskim przekazem, który jest projekcją lęków i idei półoszalałego cara – jak mówi o swoim prześladowcy jego najważniejszy więzień. Tortura wojennoojczyźnianą mantrą przypomina przymusowe karmienie przez rurę: to nie jest zabieg relaksacyjny.
Jak stawiać na merytokrację – pokazuje międzynarodówka policyjna. Nowym szefem Interpolu został generalny inspektor w MSW Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Ahmed Naser Al-Raisi. Zapowiada, że chce modernizować tę organizację “bazując na doświadczeniu szefa policji emirackiej opartej na technologii”. Sądząc z oskarżeń, jakie pod jego adresem płynęły z Wielkiej Brytanii, Francji czy Turcji, doświadczenie Al-Raisiego było budowane na wykorzystaniu technologii do torturowania więźniów. Na jego zastępców powołano policjantów z Brazylii i Nigergii. Oba te kraje Amnesty International regularnie umieszcza na liście państw, w których praktykuje się tortury. Z tym, że to akurat niewiele znaczy. Spośród ok. 160 państw, które ratyfikowały konwencję o zakazie tortur (oraz okrutnego, poniżającego traktowania i karania) na listę AI trafia co roku 80 proc. sygnatariuszy.
Zakres stosowania tortur jest w tych krajach oczywiście różny, tak jak różne są ich metody. W Meksyku waterboarding wykonuje się wlewając do nosa wodę gazowaną. Filipińscy policjanci zawieszają związanego aresztanta głową w dół “na nietoperza”. Ich koledzy z Maroka preferują zawieszenie poziome, pod wygięte łokcie i kolana, “na pieczoną kurę”. Nie ma jednej miary fizycznego bólu ani cierpień psychicznych. Wśród poddawanych torturom obrońcy praw człowieka wymieniają katorżników z północnokoreańskich obozów pracy, białoruskich opozycjonistów wtrącanych do więzień, ale również Juliena Assange’a.
No i są jeszcze ujęci terroryści – autentyczni lub domniemani – nie tylko z obozu Guantanamo. Wobec nich też powinien obowiązywać zakaz z ONZowskiej konwencji. Że obowiązuje, nieraz w amerykańskich filmach przypomina uczciwy prawnik albo inny dobry oficer. Na jego rozterkach się kończy, bo wyższa konieczność zmusza – lub stwarza pretekst – do okrucieństwa. Potrzeba (okazja?) czyni oprawcę. Chociaż niektórzy mają zapewne stałą licencję na torturowanie. Kiedy ze złoczyńcy trzeba wydobyć informacje, od których może zależeć ocalenie setek, albo i tysięcy ludzi, prawo razem z humanitaryzmem stają się szkodliwą fanaberią.
W etycznym “dylemacie wagonika” idzie w gruncie rzeczy o podobny wybór mniejszego zła: o ratowanie życia kilku ludzi za cenę jego odebrania jednemu człowiekowi, zwłaszcza gdy wiadomo, że to on wywołał cały dramat. Ogromna większość uczestników teoretycznego eksperymentu przestawia zwrotnicę i kieruje wagonik na tego jednego człowieka. Również tutaj bycie większością oznacza na pewno tyle, że ma się przewagę liczebną. Ale już niekoniecznie to, że ma się również rację.