Borat fot. Wikipedia/User Skssoft - Own work, CC BY 2.5
1 czerwca 2024

Nagroda Borata

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Na co dzień gospodarz programu „Dzień na świecie” w telewizji Polsat News. W Raporcie autor cyklu felietonów „Świat z boku”.

Kontakt: grzegorz.dobiecki@raportostanieswiata.pl

Fot: Tomek Sikora

Oh baby, I dream that you are by my side, every day and every night ... Włoch Gigi D'Agostino pod francuskim tytułem L'Amour toujours wyśpiewuje po angielsku rzewne banały.

Oh baby, I dream that you are by my side, every day and every night… Włoch Gigi D’Agostino pod francuskim tytułem L’Amour toujours wyśpiewuje po angielsku rzewne banały. A w knajpach na Sylcie, niemieckiej wyspie bogaczy, młodzieńcy przerabiają tekst na własną narodową modłę. Deutschland den Deutschen, Ausländer raus. Melodia ta sama, słowa już całkiem inne. Adaptacja, żaden wyczyn. Borat potrafił przerobić hymn Stanów Zjednoczonych na patriotyczną pieśń o Kazachstanie.

Ciekawsze wydają się przypadki, w których te same słowa i zwroty niosą odmienną treść, jakby przygrywała im zupełnie inna muzyka. Nie idzie przy tym o ich różne brzmienie w różnych językach, lecz o różne znaczenie często w tej samej mowie. Tu także mogą się wykazać tłumacze i adaptatorzy.

Weźmy polityczne pojęcie czerwonej linii. Miałaby to być wyraźna granica, oddzielająca to, na co jeszcze można przymknąć oko, od tego, co jest już absolutnie nie do zaakceptowania. Twarda bariera okazuje się tymczasem wiotką wstążką powiewającą na wietrze raz bliżej, raz dalej. Od Syrii po Ukrainę. Własne linie wytycza Benjamin Netanjahu. Zgodnie z jego słownikiem i kompasem, empatia musi mieć właściwy wektor, w przeciwnym razie oznacza antysemityzm. A ogrom palestyńskiego bólu maleje wobec egzystencjalnych obaw Izraela. Ale wystarczy odwrócić tę hierarchię ważności, przejść na drugą stronę Ściany Płaczu, by „terroryzm i zbrodnie Hamasu” w wolnym przekładzie zmieniły się w „działalność osi oporu”.

Do oryginalnych zabiegów translatorskich dochodzi na Węgrzech oraz wobec Węgier. Ich obecność w Unii Europejskiej, a także w NATO, tłumaczy się coraz częściej jako „nieuczestniczenie”, czyli poniekąd nieobecność. Lingwistyka polityczna stanie wkrótce przed jeszcze trudniejszym wyzwaniem, przyjdzie jej bowiem orzec, czy outsider sprawujący prezydencję to insider, czy niekoniecznie. Sam Viktor Orban ma słuch do języka. W gołym słowie „demokracja” wyraźnie brzmi mu przymiotnik „liberalna” – i ta nuta, ta domieszka wszystko psuje. Niektórzy tak mają: na przykład detektyw Philiip Marlowe uznawał tylko gimlet bez angostury.

Generalnie demokracja z trudem poddaje się adaptacjom i przekładom, podobnie jak eksportowi, zwłaszcza na czołgach. Stąd tyle jej podróbek. Gdy generałowie obalili legalne władze Birmy, junta z Tajlandii zaoferowała im natychmiast „pomoc we wspieraniu demokracji”. Demokracja, choć obcego pochodzenia, istnieje również w języku arabskim. W arabskiej praktyce ustrojowej jakoś nie chce się przyjąć. Najśmielsze próby podejmowała Tunezja, wzorując się nieco na Turcji wczesnego Erdogana. Wyglądało na to, że rządzące tam partie stworzą nową formację. W Europie jest chadecja, w Lewancie i Maghrebie niech będzie mudecja: muzułmańska demokracja. Ale jej nie stworzyły, gdyż drugi człon nazwy uległ atrofii. Indyjski premier Narendra Modi chełpi się, że stoi – i stać będzie – na czele największej demokracji świata. Dekonstruuje ją jednak tak skutecznie, że to już raczej hindukracja, demokracja zMODIfikowana.

Uniwersalne prawa człowieka mają regionalne interpretacje. Własną formę obrony praw kobiet wypracowali afgańscy talibowie. Aby ustrzec potencjalne ofiary przed przemocą domową, zamykają kobiety w więzieniach. Wielka Brytania, głosem rządu i parlamentu, uznaje Rwandę za kraj bezpieczny dla relokowanych imigrantów. A brytyjskie MSW przyznaje azyl sześciu imigrantom z Rwandy, uznając, że tam grozi im niebezpieczeństwo. W wyborach lokalnych na Filipinach jednego dni ginie 10 osób, z dymem idą trzy szkoły. Komisja wyborcza stwierdza zaś, że głosowanie przebiegło ogólnie spokojnie. Josep Borrell, szef unijnej służby zagranicznej, podobnie ocenił przebieg wyborów prezydenckich w Ekwadorze, gdzie zastrzelono jednego z kandydatów. Portal Politico przyznał więc Borrellowi „Nagrodę Borata za dyplomację”. Powinien jej towarzyszyć dyplom z francuską karykaturą z końca 1831 r. Na rysunku rosyjski kozak, trupy i szubienice po zduszeniu powstania listopadowego i podpis: Porządek panuje w Warszawie.

Posłuchaj

Posłuchaj również

19 lipca 2025

Hiszpania mniej znana

19 lipca 2025

Familiada

12 lipca 2025

Czy Polska powinna dokumentować zbrodnie rosyjskie w Ukrainie?

-10
+10
00:00
/
00:00