Pięknie wygląda niebo nad miastem rozświetlone fajerwerkami. Na dole bywa gorzej. Serca zwierzaków zamierają z trwogi, niektóre definitywnie. Sztuczne ognie nieraz zapominają o konwencji zabawy i płoną naprawdę. W noc sylwestrową w Niemczech i Szwecji od tak zwanych bomb kulistych zginęło kilka osób. Coraz więcej miast zabrania noworocznej kanonady, także w obawie przed zamachami. Powoli stosują się do tego Włosi, niezdyscyplinowani bałaganiarze. Nie to, co uporządkowani nordycy. W Oslo noworoczne fajerwerki strzelały na potęgę.
Nie ma takich zakazów, których byśmy nie zechcieli złamać nie licząc się ze skutkami. Dowiedli tego od razu nasi prarodzice. Zignorowali najważniejszą instrukcję, zgrzeszyli pierworodnie i wpakowali nas w odpowiedzialność zbiorową. Podobny mechanizm uruchomiła piękna i próżna szwagierka Prometeusza, Pandora. Orfeusz już tylko Eurydyce i sobie samemu zgotował nieszczęście, gdy u wyjścia z Hadesu wykonał w tył zwrot. A po ostatnim spojrzeniu na biblijne Sin City żona Lota osłupiała.
W wierzeniach, podaniach i bajkach chyba wszystkich ludów powtarza się, jak by powiedzieli kulturoznawcy, topos niedozwolonego aktu transgresji, za który na śmiałka spada kara. Tymczasem – poczynając od incydentu rajskiego – kłopotów dałoby się uniknąć, gdyby zakazów nie było. Lub były chytrze odwrócone marketingowym zabiegiem. Od wszelkiej pokusy odwiódłby slogan: Najlepsze jabłka tylko u nas! oraz logo sadownika: Drzewo wiadomości dobrego i złego. Jest więcej niż pewne, że wąż przekonałby Ewę, by nie sięgała po towar, który trzeba nachalnie zachwalać, gdyż najwyraźniej nie schodzi. Adam przyniósłby coś naprawdę bio, co nie wymaga reklamy. Zakazane owoce zgniłyby spokojnie jako spady, a my, nieznający tajemnicy Dobra i Zła, nadal żylibyśmy beztrosko w ogrodach Edenu.
Paryskim studentom z Maja 68 też marzyła się idylla, tyle że rewolucyjna. Przyjęli hasło Il est interdit d’interdire, zabrania się zabraniać. A kiedy już dzieci rewolucji zjadły swoją matkę, wprowadziły własne reguły. Zwłaszcza zakaz skrętu w prawo, masowo łamany ostatnio przez wyborców w Europie. Z kolei Senegal nie chce iść za laickim przykładem byłej metropolii i na powrót zezwala na obecność symboli religijnych w szkołach. Zabrania się zabraniać hidżabów, krzyży, naszyjników i talizmanów dopóki nie utrudniają rozpoznawania uczniów; musimy umieć żyć wspólnie – ogłosił rząd w Dakarze.
Złe świadectwo – cenzurkę nadgorliwości, zachłystywania się władzą – wystawia stróżom porządku karanie za zakazy, które koniecznie przestrzegane być nie muszą. Żaden francuski policjant nie wlepi mandatu obywatelowi, który przejdzie na czerwonym świetle przez zupełnie pustą ulicę. W Niemczech lepiej tego nie robić. W czasach PRL zdziwienie, ale i zazdrość wywoływały sceny filmowe z Central Parku albo z Villa Borghese, gdzie nowojorczycy i rzymianie wylegiwali się na trawnikach. Bo dostępu do naszej parkowej murawy strzegli umundurowani funkcjonariusze oraz tabliczki z imperatywem kategorycznym Nie deptać trawników! Jakbyśmy chcieli na nie wchodzić tylko po to, żeby je zniszczyć.
Osobną kategorię stanowią zakazy w zasadzie zrozumiałe, które jednak trudno wyegzekwować lub też niełatwo udowodnić ich naruszenie. Arcybiskup kościoła apostolskiego z Zimbabwe, Emmauel Mutumwa, nie jest już wpuszczany do kasyn, gdyż wygrywał regularnie znaczne sumy, które zresztą przeznaczał dla wiernych. Arcybiskup twierdzi, że Bóg udzielał mu wskazówek, jak obstawiać. Mieszkańcom Belcastro w Kalabrii burmistrz zakazał chorowania. Daleko od noszy, od noszy najdalej, bo miasteczko nie ma odpowiedniej opieki medycznej. W wielu francuskich gminach firmy ubezpieczeniowe nie chcą już pokrywać szkód wyrządzanych przez żywioły. Wobec tego w Breil-sur-Roya z mocy decyzji mera zabronione zostały katastrofy naturalne. Andaluzyjska Marbella wycofała zakaz sikania w morzu, dziennikarze pytali bowiem, czy na świadków występku będą wzywane meduzy. Magistrat uściślił, że zabrania się załatwiania tej potrzeby DO morza – z brzegu, molo lub falochronu. O licznych w Marbelli jachtach nie wspomniano; kto bogatemu zabroni?
Są wreszcie zakazy maskowane, szuflady z podwójnym dnem, głębiej ukrywające to, co najważniejsze. W jednym z dystopijnych opowiadań George’a Soundersa zniewolonym mieszkańcom osobliwego parku atrakcji zabrania się dostępu do Rynny, która wiedzie do Wyżni uznawanej za raj. W rzeczywistości jest to cmentarz ofiar obowiązkowych samosądów, którego żywi nie mogą odkryć, bo wtedy upadłby mit. Ale prawdziwy powód zakazu jest jeszcze inny. Z Wyżni można się wydostać na swobodę, chociaż nikomu to się jeszcze nie udało.
W Rosji nie trzeba dystopii, by jeden zakaz chować w innym, jak babę w babie. Artysta Władimir Jarocki dostał półtora roku więzienia za obraz, na którym przedstawił elegancko ubranego Władimira Putina pozującego do portretu innemu malarzowi. Na płótnie spomiędzy ramion modela nie wyrasta część, którą poeta określał jako dumny kapitel ciała, lecz narząd, który również bywa powodem męskiej dumy, ale zazwyczaj wyrasta z zupełnie innego miejsca. Postać jest przyozdobiona czarno-pomarańczową wstążką św. Jerzego, kremlowskim symbolem patriotyzmu i chwały. Rosyjskie prawo zakazuje bezczeszczenia takich symboli – i właśnie za to artysta poszedł siedzieć. Sądowi niezręcznie było bowiem powołać się na ważniejszą normę: zakaz portretowania Putina jako ch… w garniturze. Chociaż on tak naprawdę wygląda.