Fot: Matthias Wagner / Unsplash
11 czerwca 2022

Lingwistyka stosowana

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Dziennikarz, publicysta gospodarz programu „Dzień na świecie” w Polsat News.

Bułat Okudżawa, Gruzin, wypowiadał się artystycznie po rosyjsku. Po rosyjsku też można uczciwie i mądrze. Każdy pisze tak, jak słyszy. Każdy słyszy tak, jak oddycha. Jak więc oddycha, tak i pisze – śpiewał Okudżawa. Prawdziwość tej implikacji potwierdzają również wypowiedzi niemądre. Weźmy Recepa Tayyipa Erdoğana. On oddycha po turecku, inaczej nie potrafi. Głęboko, aż się w głowie kręci, a nawet miesza. Erdoğan słyszy i pisze nazwę swego kraju w oryginale –Türkiye. Zrozumiałe. Co jednak mniej zrozumiałe, żąda tego samego od reszty świata. Do postulatu z Ankary już się zastosował sekretariat generalny ONZ (który stosuje się do wszystkiego). W międzynarodowych dokumentach francuskie La Turquie oraz angielskie Turkey – zwłaszcza to indycze miano! – ONZ zastąpi słowem właściwym. Żeby Türkiye była Türkiye.

Gdyby podobny szowinistyczny rebranding miał się upowszechnić, Niemcy w innych językach nie mogłyby się już nazywać Germania, Німеччина, l’Allemagne, Tyskland czy właśnie Niemcy, lecz wyłącznie Deutschland. Węgry – Hungary, Ungarn, la Hongrie – wzięłyby rewanż za Traktat z Trianon każąc wszem wobec i każdemu z osobna tytułować się Magyarország (co akurat Orbánowi mogłoby się spodobać). Gruzja wymagałaby swego gruzińskiego imienia Sakartvelo, w dodatku pisanego w jej własnym alfabecie: საქართველო. I tak dalej. Wniosek? Lingwistyczna szarża Erdoğana w gruncie rzeczy go ośmiesza. Zamiast umacniać pyszną osmańską tożsamość wydobywa na jaw tureckie kompleksy.

O tożsamości uszanowanej przez oficjalną ortografię – wreszcie, po 30 latach bicia głową w mur – mogą mówić Polacy na Litwie, inne mniejszości także. Imiona i nazwiska nielitewskie można już zapisywać w dokumentach przy użyciu liter, których nie ma w tamtejszym alfabecie, na przykład «w» w miejsce dotychczasowego «v». Dopuszczono również dwuznaki, jak «rz» i «cz» albo podwójne «nn». Tak że obywatelka Litwy narodowości polskiej Anna Walczak (nikogo konkretnego nie mamy na myśli) nie musi już znosić ortograficznych amputacji w swoim prawdziwym imieniu i nazwisku ani wszczepiania literowych protez. Najwyraźniej władze Litwy doszły do przekonania, że przywiązanie Anny Walczak do właściwego zapisu jej tożsamości nie oznacza ciągot rewizjonistycznych.

Wilno – przepraszam, atsiprašau – Vilnius odstąpiło od lingwistycznej dyskryminacji w piśmie. W mowie, ściślej: w wymowie szykany się zdarzają, choćby nieświadome, ale to już zjawisko ogólnoświatowe. Gdy pewien litewski książę osiedlił się pod Paryżem, początkowo nie pojmował, kogo w jego domu szuka listonosz, anonsujący od progu la lettre pour Monsieur Żerzi Żiedrłak . A adresatem listu był sam gospodarz: Jerzy Giedroyć. I takie historyjki przynosi lingwistyka niedostosowana.

Historia przynosi codziennie nowe przykłady lingwistyki opresyjnej, zaborczej, ludobójczej. Praktyki, która nazywa się rusyfikacja. Język jeszcze niedawno sąsiedzki albo i wspólny, teraz na terenach podbitych ma być mową wyłączną. Przy wjeździe do Mariupola tablica informuje już ruskimi bukwami, że Rosja tu jest na zawsze. Россия здесь навечно. W bibliotekach mogą pozostać tylko książki rosyjskie. Tomy ukraińskie – do zniszczenia. Rękopisy nie płoną, wierzył Bułhakow. Tak było może za Stalina; od tamtej pory pirotechnika bardzo poszła naprzód.

Posłuchaj

Posłuchaj również

14 czerwca 2025

Ustępujący lodowiec niszczy wioskę w Szwajcarii

7 czerwca 2025

Enhanced Games czyli Igrzyska symulowane

31 maja 2025

Jakie skutki odejścia od atomu w Hiszpanii

-10
+10
00:00
/
00:00