Naiwny Hamlet był przekonany, że na świecie występują tylko dwie kategorie ludzi: albo ponurzy niegodziwcy, albo pogodni poczciwcy. Przełomowe stało się dla niego odkrycie, że również łotr może być uśmiechnięty, jak bratobójca Klaudiusz. Dwa sprzeczne sygnały z jednego źródła przyprawiły duńskiego księcia o rodzaj konfuzji, której nie umiał określić naukowo. Dopiero kilkaset lat później zrobił to Leon Festinger wprowadzając do psychologii społecznej pojęcie dysonansu poznawczego. W mowie potocznej funkcjonuje nazwa krótsza: zdziwko.
Efektem zdziwka bywają wątpliwości. Jest to szkodliwy stan kognitywnej dezorientacji i samowolnych wypraw myśli w niespodziewanych kierunkach. Nie jesteśmy przecież wobec podobnych zjawisk bezbronni. Zapobiega im praktyczne urządzenie: paczkomat światopoglądowy. Wystarczy raz się zgłosić we właściwym miejscu, by uzyskać odpowiednie odpowiedzi z odpowiedzialnych źródeł. Partia, fundacja, think tank, stacja telewizyjna czy portal udostępnią zgrabnie spakowane przesyłki. Będą zawierać wyłącznie bezpieczne treści niezagrażające implozją bańce, do której wpadną. Ani dysonansem poznawczym odbiorcy.
Albowiem rzeczywistość to nie „Gra w klasy” Cortázara, żeby ją odczytywać wstecz i w poprzek. Lektura realna winna być uporządkowana logicznie, chronologicznie i aksjologicznie. Paczkomatowa oferta daje takie gwarancje. Niestety pod instytucją pożytku publicznego ryją rozmaici dywersanci. Raz podają się za jej kurierów, innym razem za posłańców dobrej nadziei, to znów za wolnych listonoszy. A podrzucają kukułcze jaja, części do nie wiadomo czego, fałszywki wyglądające na prawdziwki i odwrotnie.
Oto mamy już prawie w całości ułożonego puzzla z paczkomatu. Raptem zjawia się kurier z przesyłką kilku kawałków, których nam rzekomo brakowało. Wciskamy je najpierw delikatnie, potem usiłujemy wgnieść, w desperacji dopychamy kolanem – a one nijak nie pasują. Układanka się wypacza, wypucza i wypurchla. W ogóle robi się niehalo, nadciąga zdziwko, a z nim buntowniczy motyw z Młynarskiego: dajcie nowe klocki, albo zmieńcie ten obrazek… Reputację kuriera pal diabli; gorzej, że kruszy się zaufanie do paczkomatu. Ale dość już teorii, pora na przykłady.
AfD, Alternative für Deutschland, chce prawdziwych Niemiec, bez eurotyranii i imigrantów. Bez tych wszystkich miazmatów i dewiacji progresistów. Tymczasem na czele partii staje Alice Weidel, zorientowana seksualnie jak poetka z wyspy Lesbos. W dodatku Safona niemieckiej polityki ma partnerkę rodem ze Sri Lanki; obie wychowują dwójkę adoptowanych dzieci. Czy taka ma być alternatywna przyszłość Republiki Federalnej? Frau Weidel wielu aefdystom funduje niezły dysonans poznawczy. Viktor Orbán życzy jej jak najlepiej, ale rękę podaje bez przekonania.
Los stawia przed trudnymi wyborami również progresistów. W światopoglądowym paczkomacie znaleźli instrument do drażnienia prezydenta Trumpa, który – jak wiadomo – uznaje tylko dwie płcie biologiczne. Ów instrument to film „Emilia Pérez”; 13 nominacji do Oscara, w tym ta za pierwszoplanową rolę kobiecą – nigdy wcześniej nieprzyznana osobie trans. Film i rola niezwykłe, więc wyróżnienie słuszne. Ano właśnie nie! Kurierem przyszła bowiem wiadomość, fatalnie opóźniona, że aktorka Karla Sofía Gascón kiedyś pozwoliła sobie na uwagi uznane za rasistowskie i islamofobiczne. Tym samym skończyła się jako artystka, ze skutkiem wstecznym. Co jednak ważniejsze, zdelegitymizowała swój genderowy status. Tylko patrzeć jak ktoś wsunie pod drzwi donos, że po godzinach Gascón jest drużynową w zastępie Proud Boys. Żeby ratować integralność paczkomatu reżyser Jacques Audiard odciął się od Karli Sofii, jednak jego dzieło i tak straciło już pozycję Oscarowego faworyta.
Trzeba wzmóc kontrolę nad dzikimi pocztylionami, uniknie się wtedy niepotrzebnych stresów. Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy – by się jeszcze raz odwołać do klasyka. Gwiazdy europejskiej alt right radują się w Madrycie z sukcesu amerykańskiego alianta, który przeciera im szlak i daje przykład, jak zwyciężać mają. Mało alianta – teraz już patrona. A tu ktoś kabluje, że Marine Le Pen się nie raduje. Owszem, też jest za, ale się nie cieszy. Właściwie to się oburza. No bo to przecież Francja dała przykład Ameryce, Francja była matką jej wolności, a generał Lafayette ojcem. I klimat na zlocie gwiaździstym się psuje, jedność wietrzeje. Było się zdać na komunikaty z paczkomatu. Tak jak to robią ci sojusznicy pani Le Pen, co bez czytania wyrzucają do kosza ulotki o jej zasłuchaniu w kremlowskie kuranty. Albo jak oficerowie z Nigru, Mali, Burkina Faso i Czadu, którzy nie chcą wiedzieć, że kolonializm rosyjski różni się od francuskiego, brytyjskiego czy portugalskiego tylko tym, że dotąd nie był zamorski.
Tak więc – tylko paczkomat. On cię nie zaniepokoi nieznaną przesyłką, nie każe czekać na umyślnego ani, co byłoby najbardziej uciążliwe, nie odeśle do firmowego sklepu na drugim końcu miasta. Po co ci zdziwko? Co będziesz, człowieku, czekał, gdzie będziesz łaził, jak tu prosto do ciebie wyrusza w drogę nowa, sprawdzona porcja wiedzy. I z dobrych źródeł wiemy, że nie ogląda się za siebie. A już na pewno nie na boki.