Fot: Mantas Hesthaven
24 lipca 2021

Patoturystyka, czyli antyporadnik urlopowy

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Dziennikarz, publicysta gospodarz programu „Dzień na świecie” w Polsat News.

Atrakcyjne miejsca, pejzaże i klimaty inne od rodzimych, odpoczynek – nawet połączony z fizycznym wysiłkiem, ale relaksujący. Czas wolny przeznaczony na wyjazdowe przyjemności i zaspokajanie ciekawości świata. Co jednak wtedy, gdy ta ciekawość jest niezupełnie zdrowa? Albo całkiem nieobecna, zastąpiona przez inne pobudki, jak interes lub próżność ? Czy to jest jeszcze turystyka?

Katastrofentourismus – mówią niemieccy ratownicy o wycieczkach osobliwie zafascynowanych kataklizmem, dla opisania którego Angeli Merkel zabrakło słów. O komórkowych filmowcach tarasujących drogę strażakom, żeby tylko uchwycić w kadrze dom, zabierany przez wodę, zrobić selfie na tle resztek mostu. Wśród powodziowych turystów w Niemczech, Belgii, w Holandii są też szabrownicy. Dla nich to business travel. Z kolei platforma streamingowa wykreowała modę na atomową nekropolię i teraz całe grupy ciągną w ruiny Czarnobyla. Za przewodnik po cmentarzysku cywilizacji komunizmu mogłaby im posłużyć książka Tyrmanda, z tym oksymoronem w tytule. Magnetyczną moc dla wiernych mają groby świętych, proroków, imamów czy cadyków. Pielgrzymi, udający się do takich miejsc, do wszelkich sanktuariów, uprawiają w gruncie rzeczy turystykę dewocyjną; żyje z nich cały wyspecjalizowany sektor usług.

Osobne miejsce w niniejszym katalogu zajmują zagraniczne eskapady medyczne. Na przykład do Indii jedni jeżdżą po ajurwedę, drudzy po nowe zęby (pełen garnitur w jeden dzień). Jeszcze inni – może zresztą to ci sami – specjalnym zabiegom lubią się poddawać w Tajlandii. Ostatnio zdrowie stało się też przynętą, wabiącą turystów w sidła propagandy. Rosja skusiła swoim Sputnikiem V pierwszych naiwnych z Zachodu na turnus szczepionkowy; wydłużony, bo dwudawkowy. Są i podróże, które bardziej od przemieszczania się w przestrzeni oznaczają przeniesienie w wymiar spraw ostatecznych. Potocznie funkcjonuje odrażająca nazwa – turystyka aborcyjna, od nas zwykle do Czech. Czy zatem bezpowrotną podróż do kliniki w Holandii czy Szwajcarii nazwiemy turystyką eutanazyjną?

Ale dosyć już w tym rejestrze, turystyka kojarzy się przecież – jako się rzekło na wstępie – z radością życia, w każdym razie z życiem, czyli aktywnością, a nie jej ustaniem. Darujmy sobie – jako niewartą ryzyka – turystykę zarobkową, pracę na czarno i wszelką kontrabandę, szczególnie tę narko. Jako motywację niepoprawną odpuśćmy nutę nostalgiczno-rewizjonistyczną w wypadach do Lwowa i Wilna ( w opcji niemieckiej: do Gdańska i Szczecina). Niech nas nie zdeprawuje turystyka rabunkowa: egzotyczne polowania, podwodne safari z kuszą, suweniry z krokodylej skóry, nawet muszelki z plaży.

Mamy ofertę świeżą i oryginalną: biletowane loty ku kresom ziemskiej atmosfery w prywatnych rakietach. Chociaż już podnoszą się głosy, że to nie żadna turystyka kosmiczna, tylko natrętny marketing oraz targowisko próżności miliarderów i ich klientów. Ofertę Bransona, Bezosa i Muska odrzuca na przykład, i to nieczule, Olga Tokarczuk. Nie, że za drogo, noblistkę byłoby stać. Tylko że to pierwszy krok na drodze do zapaskudzenia innych planet, po wykończeniu tej naszej.
Wychodzi na to, że za autentycznych turystów można uznać już tylko backpackersów, na własną rękę przemierzających Nepal. No, może jeszcze załogę kampera na pustyni Namib. Byłoby to jednak odmawianie innym prawa do samookreślenia, a dziś przecież rola, status i tożsamość każdej osoby ma być efektem jej suwerennego wyboru. Toteż nie dziwimy się, kiedy w Republice Środkowoafrykańskiej spotykamy grupę ciężko uzbrojonych białych mężczyzn, a ci na pytanie kim są, odpowiadają jak na komendę: my turisty!

Posłuchaj

Posłuchaj również

12 kwietnia 2025

Renesans energii nuklearnej

12 kwietnia 2025

Poradnik ciułacza

5 kwietnia 2025

Protesty w Serbii

-10
+10
00:00
/
00:00