Wszystko popsuł biskup Scagliano z diecezji Noto. Niby Sycylijczyk, a zapomniał co to omerta. Wygadał się przed dzieciakami, że czerwony kubrak, biała broda, sanie z reniferami to tylko przebieranki i komercja. Święty Mikołaj nie istnieje. Dziecięcy płacz poniósł w świat paskudną wieść – no i mamy to, co mamy. Sytuacji nie uratował nawet Nicolas Maduro, chociaż otworzył sezon bożonarodzeniowy już na początku października, żeby oszukać gigainflację. Nadaremnie: wkrótce eurokomisarz Helena Dalli w ogóle skancelowała Boże Narodzenie. Inkluzywnie i małą literą ogłosiła bezwyznaniowy “okres świąteczny”. Co prawda reszta komisarzy powstrzymała wdrażanie dyrektywy, lecz moratorium przyszło za późno.
Pierwsze kostki domina już się przewracały. Do watykańskiej szopki, zamiast baranków i osiołka, wlazły lamy i alpaki. Nawet kondory się zleciały, drapieżne jak teologia wyzwolenia. Jeszcze gorzej w Granadzie, wprost strach nad miastem. Uliczne iluminacje przybrały kształt odwróconych krzyży, przeplecionych wężowatym motywem. Nic, tylko robota satanistów. Albo, co gorsza, Maurów i Asysynów. Cukiernik z Sewilli wystawił w witrynie stajenkę z figurkami w kształcie genitaliów. Jakich – media nie uściśliły, może dostrzegając niebinarność eksponatów. W Neapolu jak zwykle Sodoma i camorra, poza tym Mędrcy Świata wyrzeźbieni od razu z sanitarnymi green-passami w dłoniach. Dalej: niemieckie Ulm, tam Melchiora ze stuletniej szopki uznano za obraźliwą karykaturę Afrykanina, więc król został zesłany do muzeum. A razem z nim Kacper i Baltazar, w ramach odpowiedzialności zbiorowej. W Bredzie okrzyki: nigdy więcej czarnej twarzy! Rasiści? Odwrotnie – manifestacja wrogów tradycji Zwarte Piet, farbowanego Czarnego Piotrusia, który w Niderlandach pomaga świętemu Mikołajowi.
USA i Kanada: agencje wynajmu mikołajów cierpią na poważne braki kadrowe w kategorii “nienajmłodszy z brzuszkiem”. Ten model zimą wzięcie ma największe, niestety zagustował w nim także koronawirus. Łańcuch dostaw prezentów, bombek i fajerwerków z Chin swoje poprzerywane ogniwa również usprawiedliwia pandemią. Amerykanie strzelać mają z czego, ale nie mają czym: niezaładowane guny i rifle głodne, aż lufy marsza grają. Thomas Massie, kongresmen z Kentucky, pozdrawia znajomych (a nieznajomych przestrzega) internetową kartką świąteczną. White Christmas, z naciskiem na pierwsze słowo. Przed choinką rodzice, czworo dzieci i jeden zięć, wszyscy ze szturmowymi karabinami. W dymku prośba do Mikołaja: przynieś amunicję. U Państwa Bidenostwa choinka w każdej białodomowej izbie. Na największym drzewie wisi Donald Trump. Razem z małżonką, na fotografii. To sposób okazania szacunku poprzednikowi, którego ten swojemu poprzednikowi nie okazał nijak.
Chociaż ponoć niektórzy tę ozdobę choinkową interpretują inaczej, z wisielczym humorem. Na Downing Street, pod dziesiątym, świętowania nie będzie za karę, po zeszłorocznych figlach w lockdownie. Choinka zostanie sama. Gigantyczny świerk sprzed Rockefeller Center po nowym roku pójdzie do ludzi: po recyklingu stanie się budulcem na dom. A już z recyklingu powstała stalowo-szklana choinka w Bordeaux, mieście rządzonym przez mera ekologa. Czy ona trochę nie taka, jak całe tegoroczne Boże Narodzenie – Święta z recyklingu?
Nie, nie tylko tegoroczne: wszystkie. Już jakieś 1800 lat te Święta oznaczają – niech każdy to rozumie po swojemu – odzyskiwanie mocy, ładowanie baterii, ulepszanie paliwa, na którym pracujemy. Teraz też zużytą masę nieszczęść, niepowodzeń i błędów znowu przerobimy na dobre godziny i najlepsze świąteczne życzenia. Nic się nie zmarnuje.