Fot: Jaee Kim / Unsplash
23 października 2021

Syndrom koloński

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Dziennikarz, publicysta gospodarz programu „Dzień na świecie” w Polsat News.

W pełnej odgłosów dżungli naprawdę dziwnie i groźnie robi się dopiero wtedy, gdy one wszystkie raptem milkną. W dżungli miejskiej survival jest jeszcze trudniejszy. Tutaj zupełna cisza nie zapada nigdy; sygnał zwiastujący potencjalne lub realne zagrożenie, czy choćby przyprawiający o dyskomfort, jest częścią kakofonii. Nieraz więc niełatwo rozpoznać, co drażni słuch. Tak było na przykład z pierwszymi telefonami komórkowymi, wygrywającymi natrętne hejnały. Nowoczesność płynie – tempora mutantur et nos mutamur in illis – toteż sygnały cudzych komórek puszczamy już mimo uszu (gorzej z głośnymi rozmowami). Odruch lęku wywołuje pisk opon. Już przecież wycie syren pogotowia, straży pożarnej i policji, zawsze skądś tam dobiegające, wpisuje się w zwykły, codzienny audio-pejzaż. Owszem, zgodnie z zasadą zachowania strachu mieszkańcy wielu miast na świecie wiedzą, pamiętają, że te dźwięki potrafią zagłuszać wszystko, rozsadzać głowę, rozrywać serce. Ranić jak eksplozja. Potrzeba normalnego życia nakazuje jednak tę wiedzę i tę pamięć wytłumiać.

Nie udaje się wytłumić – bo nie wiadomo, skąd się biorą – dźwięków, względnie poddźwięków, atakujących system nerwowy amerykańskich dyplomatów, agentów CIA i żołnierzy z zagranicznych misji. Jako że dolegliwość pojawiła się najpierw u pracowników ambasady w stolicy Kuby, nazwano ją syndromem hawańskim. Potem jednak Amerykanie “słyszeli głosy” już również w Hanoi, Pekinie, Berlinie czy Wiedniu. Podejrzenia o używanie jakiejś nowej broni sonicznej kierują się ku Rosji; dowodów brak. 

Lepiej rozpoznane są miejskie ataki z użyciem konwencjonalnych decybeli, wyprowadzane w placów budowy, rozrastających się lotnisk, z ryczących motorów I dudniących dyskotek. Bardziej delikatny wydaje się problem, którego istotę można by zawrzeć w znanym skądinąd pytaniu: komu bije dzwon? Ten kościelny. Jednym bowiem jego głos przemawia do ducha, innym zaś wyłącznie do ucha, drażniąc je uprzykrzonym hałasem. Tak czy inaczej, ten dźwięk – przynajmniej w europejskich miastach – należy do niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Wykasowanie go będzie trudne, a na pewno czasochłonne. Chyba że proces ulegnie przyśpieszeniu za sprawą swoistej konfrontacji sygnałów, wysyłanych ze świątyń dwu różnych wyznań. Być może i w tym przypadku zadziała prawo Kopernika-Greshama; ciekawe tylko, w którą stronę. A ten przypadek to Kolonia, metropolia nad Renem, gdzie pyszni się katedra, ale pustoszeją kościoły. I gdzie 12 procent mieszkańców stanowią muzułmanie: to najwyższa proporcja w całych Niemczech. W ramach projektu pilotażowego ojcowie miasta zgodzili się, by w piątkowe popołudnia ze wszystkich 35 meczetów Kolonii rozbrzmiewał azan, głos muezina wzywającego wiernych do modłów. Będzie to dowód tolerancji i potwierdzenie, że – jak głosi rząd federalny – islam jest częścią Niemiec. Nie, częścią Niemiec jest niewątpliwie społeczność muzułmańska, ale nie islam – odpowiadają krytycy tej koncepcji. Zauważają też, że inne niemieckie miasta już wcześniej dopuściły azan w wybranych lokalizacjach, więc na wdrożenie tak rozległego “projektu pilotażowego” nie trzeba było może wybierać akurat Kolonii. Tym bardziej, że tam wciąż nie zapomniano upiornego Sylwestra roku 2015: masowych napaści seksualnych na kobiety i sprawców tych czynów. Przywoływanie tamtych zdarzeń naraża przywołujących na zarzut islamofobii, oni odgryzają się inwektywą islamo-lewactwa: dyskusja przestaje być możliwa. Jeśli obie strony słuchają jakichś argumentów, są to wyłącznie ich argumenty własne. 

Nad azanem tej kłótni jak nowa katedra wznosi się mocny głos muezina. 

Posłuchaj

Posłuchaj również

5 lipca 2025

Świnia Napoleon

5 lipca 2025

Rocznica ludobójstwa w Srebrenicy

28 czerwca 2025

Droga Salvatora Mundi do Rijadu

-10
+10
00:00
/
00:00