Fot: Elena Mishlanova / Unsplash
5 sierpnia 2023

Szanowanie na ekranie

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Na co dzień gospodarz programu „Dzień na świecie” w telewizji Polsat News. W Raporcie autor cyklu felietonów „Świat z boku”.

Kontakt: grzegorz.dobiecki@raportostanieswiata.pl

Fot: Tomek Sikora

Dwie ikony z celuloidu – Brad Pitt oraz Angelina Jolie – miały znaczną wartość rynkową już każda z osobna, a udało się ją jeszcze podnieść dzięki zabiegowi fuzji. Złączone w jedność stworzyły byt idealny, który przetrwał całkiem długo. Po unibrandingu nazywał się Brangelina.

Hasło “Barbenheimer” też ulepiono z dwóch elementów: z tytułów filmów “Barbie” oraz “Oppenheimer”. Obu obrazów nie łączy nic poza równoczesnym wejściem na ekrany. Toteż Barbenheimer szybko straci sens. Na razie jednak rezonuje osobliwym echem za sprawą memów. Para bohaterów filmu o lalce na tle scenerii filmu o bombie. Albo sama Barbie, za to z fryzurą w kształcie atomowego grzyba. Barbenheimer: banalny wątek popkultury zestawiony z motywem strasznej zbiorowej śmierci. Japończycy czują się dotknięci do żywego.

Nacjonaliści z Indyjskiej Partii Ludowej znajdują powód do oburzenia w samym “Oppenheimerze”. Żądają usunięcia fragmentu, w którym naukowiec recytuje wersety z pomnika sanskrytu, Bhagawadgity. Ale protestują nie dlatego, że ze słów boga Kryszny czyni się tu niemal proroctwo zagłady Hiroszimy. Dlatego, że cytowanie świętej księgi w intymnej scenie z kochanką to obraza uczuć religijnych hinduistów. Jawny brak szacunku. Oto jednak indyjska kinematografia grzeszy tym samym wobec ofiar Holocaustu. Z Bollywood na platformę Amazon Prime trafił film “Bawaal”, anonsowany jako dramat romantyczny. Pogubione małżeństwo usiłuje się na nowo odnaleźć, w tym celu rusza w podróż śladami nazizmu, własne przejścia porównuje z cierpieniami więźniów obozu Auschwitz.

Nie ma dobrego instrumentu do pomiaru należnego komuś szacunku. A nawet gdyby szacunkometr istniał, pewnie stosowany byłby rzadko jako aparat zbyt trudny w obsłudze, zwłaszcza na odległość geograficzną i dziejową. Łatwiej zdać się na intuicję poprawnościową, co też od pewnego czasu upowszechnia się również w kinie. Ów “pewien czas” nastał bardzo późno. Wcześniej tacy na przykład Indianie (inaczej ich przecież nie nazywano) zasługiwali na uznanie co najwyżej jednostkowe; w masie byli albo złem, albo tłem. Odmienił to może dopiero John Ford przełomowym filmem “Jesień Czejenów” z połowy lat 60. ubiegłego wieku. Tytułowym bohaterom przyznał zbiorową podmiotowość. Wkrótce cały Trzeci Świat, a także kolorowi mieszkańcy tego Pierwszego, odnajdowali się w postaci Bruce’a Lee. Na Spike’a Lee musieli jeszcze poczekać. Dzisiaj właściwie wszystkie dyskryminowane, wykluczane grupy i mniejszości doczekały się swoich manifestów, swoich kultowych “Brokeback Mountain”.

Skoro – jako się rzekło – respektomaty nie istnieją, okazywany szacunek bywa niedostateczny, ale zdarza się też, że jest nadgorliwie wyolbrzymiany. Z inspiracji wokeizmu narodziła się czarna władczyni Egiptu, filmowa “Królowa Kleopatra”. Podobne pochodzenie mają “Bridgertonowie”, serial o XIX-wiecznej arystokracji angielskiej. W tej konfabulacji błękitna krew płynie zarówno pod skórą białą, jak i ciemną.
Oniryczna scena końcowa z “Korczaka” – żydowskie dzieci wybiegające z transportu śmierci ku wolności pod flagą Izraela – miała stać się hołdem, tymczasem oszpeciła całość jako niestosowny happy end. Nieudany, i to bardzo, był amerykański film “Uprising” z 2001 roku o powstaniu w getcie warszawskim. Szczytną intencję zniszczyły nie tyle nawet historyczne przekłamania, co komiksowe zobrazowanie walk powstańców. I Antek Cukierman upozowany na Johna Rambo.

Im więcej lat mija od II wojny, tym lepiej w filmach wojennych wypadają Niemcy. Nazistowscy bywają niektórzy źli dowódcy; żołnierze są niemieccy. Walczą i giną, tak jak ich towarzysze nieszczęścia z innych armii. Nie są już ośmieszani według kanonu z piosenki Jacka Kleyffa: jak gonili hitlerowca, to mu opadały spodnie. Znaczna część przypisywanych im wcześniej zbrodni i niegodziwości, nieraz większość, okazuje się być zawiniona przez innych. Niemieccy filmowcy biorą sprawy w swoje ręce, kręcą “Nasze matki, naszych ojców”. Wspomaga ich Tom Cruise hagiografią pułkownika von Stauffenberga.

Co najmniej od półtora roku na wielki szacunek wolnego świata zapracowali Ukraińcy. Na ekran to się jeszcze nie zdążyło przełożyć, ale przełoży się niechybnie. Oni sami się o to zatroszczą. Ciekawe, jak w ich filmach będą ukazani Polacy? Bo na przykład w historycznym “Tarasie Bulbie” – i tym ukraińsko-rosyjskim z 2008 roku, i tym amerykańsko-jugosłowiańskim sprzed 60 lat – Polacy to typy antypatyczne. Wyniośli, aroganccy panowie, gardzący słabszymi i niższymi stanem, ludzie niesprawiedliwi. O dobry wizerunek (i o odpowiednią dozę wdzięczności) warto się zatroszczyć kupując bilety już teraz, w przedsprzedaży. Dwa miejsca w 10. rzędzie i więcej szacunku poproszę. Bo po wyjściu z kina reklamacje nie będą uwzględniane.

Posłuchaj

Posłuchaj również

12 lipca 2025

Czy Polska powinna dokumentować zbrodnie rosyjskie w Ukrainie?

5 lipca 2025

Świnia Napoleon

5 lipca 2025

Rocznica ludobójstwa w Srebrenicy

-10
+10
00:00
/
00:00