Wydawało mu się, że jest wielki jak Gatsby, a przynajmniej utalentowany jak pan Ripley. Szybko okazał się małym, średnio zdolnym oszustem. Nie na tyle jednak szybko, żeby w barwach Republikanów nie zdążył wygrać wyborów do Kongresu w 3. okręgu stanu Nowy Jork. George Santos sklecił sobie uzurpatorskie CV, które miało posłużyć za nośny wehikuł amerykańskiego snu. Potomek ukraińskich Żydów ocalałych z Holocaustu, gej, absolwent prestiżowych szkół, golden boy z Goldman Sachs: wszystko ściema i farmazony. Winda kłamstw wyniosła samozwańca wysoko, aż aresztowano go za przekręty finansowe. Bo wcale nie za krętacki życiorys. No tak, ciężko westchnęli psychologowie społeczni, w czasach hiperpolaryzacji kulturę polityczną stymuluje motywacja wygranej za wszelką cenę. A czy kiedykolwiek było inaczej?
Uzurpację – imposturę, jak niegdyś mówiono – nieraz trudno rozpoznać z braku dostatecznej o niej wiedzy. Bywa jednak, że nawet rozpoznana pozostaje nienazwana, chroni ją bowiem strach przed zemstą zdemaskowanego szalbierza. Albo naiwność wstydząca się siebie samej. W “Ryszardzie III” William Szekspir (względnie ktoś zupełnie inny o tym samym imieniu i nazwisku) pyta (a Piotr Kamiński tłumaczy): Trzeba być durniem, żeby się nabrać na takie oszustwo / Ale gdzie śmiałek, co to głośno przyzna?
W literaturze, w teatrze, w kinie pełno postaci, które przypisują sobie – ba, rabują – tytuł do cudzych praw, pozycji, dóbr, do cudzego imienia. Nawet dzieci wystawia się na próbę takich scenariuszy. “Król Lew” z żądnym władzy, obłudnym Skazą to przecież z gruntu szekspirowski dramat, tyle że z hollywoodzkim happy endem. W “Rewizorze” sytuacja i mali ludzie czynią z Chlestakowa notabla. Gogol tworzy model uzurpacji pasywnej; podobnie jest poniekąd u Dołęgi-Mostowicza z Dyzmą. U Tomasza Manna hochsztapler Feliks Krull działa już z pełną premedytacją. I to jest wariant normatywny, wzór z życia wzięty.
O schedę po Iwanie Groźnym zabiegało aż trzech Dymitrów Samozwańców. Z polsko-litewską pomocą na carskim tronie zasiadł tylko jeden, a i on marnie skończył. Portugalia miała króla, a Wołoszczyzna hospodara o przydomku Uzurpator. W Starym Testamencie co rusz mistyfikacja. W Nowym Jezus przestrzega przed fałszywymi prorokami, wilkami w owczej skórze. Takie same przestrogi przed niosącymi krzyż i miecz głoszą później kapłani podbijanych ludów. Papiestwo ma swoich anty-papieży. Do pocztu królów polskich już na początku chce się wedrzeć intruz: Bezprym, brat Mieszka II. W końcówce listy też zamieszanie: August II czy Stanisław Leszczyński? Obaj mają swoje prawne racje, a i możnych popleczników. Jeden i drugi może powiedzieć za Machiavellim, że dla dobra państwa obok wzniosłych aktów wolno popełniać także podłe uczynki. Samozwańcem nie jest żaden.
Litera prawa przemawia przeciwko uzurpatorowi. A duch? Spiritus ubi vult spirat, duch objawia się tam, gdzie zechce. Albo gdzie go popchnie Historia, gdzie zagoni polityka. De Gaulle wypowiedział posłuszeństwo prawowitej władzy Petaina, formalnie był więc zdrajcą. Właściwe państwo chińskie to republika na Tajwanie; ChRL jest nielegalną poczwarą, jak ISIS. Bezprawna jest każda rewolucja. Północny Cypr, Południowa Osetia, Abchazja, Naddniestrze, Somaliland pozostają poza prawem międzynarodowym. Kosowo nie. Trump – inaczej niż świat – uznaje Bidena za uzurpatora i – tak samo jak świat – respektuje władzę skradzioną przez Putina. Macron samozwańczo utożsamia się z Europą. Byle zwycięzca wyborów mieni się zaraz rzecznikiem wszystkich rodaków, choć przynajmniej połową z nich gardzi, z wzajemnością. Antifa sprytnym zabiegiem semantycznym zdobywa monopol na antyfaszyzm. Każdy jej przeciwnik automatycznie staje się pro-fa. Prawica wywłaszcza lewicę i liberałów z patriotyzmu, bez odszkodowania. Szpiedzy i hakerzy, pranksterzy i sobowtóry mnożą klony i plagiaty cudzych tożsamości – a swoje talenty dopiero rozwija sztuczna inteligencja.
I nic z tych czarnych chmur nie prześwituje? Ależ owszem. Są jeszcze różowe od optymizmu, beztroskie ramoty: powieści Magdaleny Samozwaniec.