12 czerwca 2021

Władza spoliczkowana

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Dziennikarz, publicysta gospodarz programu „Dzień na świecie” w Polsat News.

Fot: evUnsplash

Mocne plaśnięcie jednak było słychać, dłoń nie chybiła celu. Głowa państwa dostała w twarz, w twarz Francji. Że tylko raz, to zasługa ochroniarza, który odciągnął prezydenta. Bo Emmanuel Macron rwał się do czynu. A nie można mu było przecież pozwolić na uliczną bójkę. Albo, co gorsza, na chrześcijański wybryk: nadstawienie drugiego policzka. Kto wie, czy by tego nie zrobił – gdyby tylko właściwie pojął sens ataku. Niestety, agresor wyłożył ów sens dopiero dwa dni później, na sali sądowej. To nie on, Damien Tarel, lat 28, obecnie bezrobotny, dał po buzi najwyższej władzy. Uczynił to lud, zdradzony przez Macrona, a on, Damien Tarel, jedynie w tamtej chwili użyczył ludowi własnej ręki. Cztery miesiące ścisłego więzienia plus jeszcze 14 w zawieszeniu za natchniony akt sprzeciwu – surowy to wyrok czy łagodny? Trudno powiedzieć, precedensów brak, nikt wcześniej publicznie nie strzelił w facjatę prezydenta V Republiki. Teraz – mówi Eric Zemmour, konserwatywny publicysta o ogromniejących ambicjach politycznych – teraz może to zrobić byle dureń, gdyż najwyższa godność w państwie została odarta ze świętości. Desakralizowali ją stopniowo Sarkozy i Hollande, do reszty sprofanował Macron, więc ma za swoje.

Słabym punktem wywodu Zemmoura wydaje się inwektywa “dureń”. Owszem, Tarela dopada teraźniejszość, popycha go do głupiej akcji bezpośredniej, on jednak uczciwie preferuje przeszłość, choćby w formie udziału w grupie rekonstrukcyjnej. Walkę na miecze przedkłada nad kampanię wyborczą, etos rycerski nad politgramotę. Jest jak tragicznie szlachetny Aymeric z “Serotoniny” Houellebecqa, literacki archetyp lidera żółtych kamizelek. Jak Jean Reno, wcielony w filmową postać hrabiego Godefroy de Montmirail, który pada pod pałkami brutalnych żandarmów. Toteż , gdy karci prezydenta za wyparcie się ludu, Tarel poprzedza okrzyk “precz z Macronią!” bojowym zawołaniem Kapetyngów : “Montjoie, Saint Denis!” A przecież mógł był – zradykalizowawszy się uprzednio, o co we Francji nietrudno – zakrzyknąć “Alllahu akbar!”. Wtedy sprawa byłaby złożona, a politycy i komentatorzy podzieleni. W tym wypadku stanowią jedność. W zamachu na nietykalność prezydenckiego oblicza widzą symbol przemocy, jaka zapanowała w przestrzeni publicznej. Nawet pierwsza przeciwniczka Macrona, Marine Le Pen, potępia znieważenie państwa i żąda szacunku dla jego głowy. W domyśle: także tej przyszłej, czyli swojej własnej.

Zrozumiały rozgłos wokół twarzy Macrona Francji nie odmieni, może jednak wywołać pewne szersze zjawisko. Z konieczności międzynarodowe, bo pole działania w jednym kraju jest ograniczone, a w samej Francji już, by tak rzec, spalone. Nie bądźmy więc zaskoczeni, gdy na YouTubie pojawi się wkrótce akcja „slap the president challenge”. I wersja polska, pod tajnym patronatem ekologów: [ prezydent – ukośnik – z liścia ] “Prezydent/z liścia”.

Posłuchaj

Przeczytaj również

27 kwietnia 2024

O drodze migrantów z Nigru

20 kwietnia 2024

O projekcie odbudowy przyrody w Europie

20 kwietnia 2024

Dziś – flagi!

-10
+10
00:00
/
00:00