25 lipca 2020

Kolory polityczne

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Dziennikarz, publicysta gospodarz programu „Dzień na świecie” w Polsat News.

Francuski pisarz i publicysta polityczny, zatwardziały konserwatysta Eric Zemmour głosi, że islam jest śmiertelnym zagrożeniem dla całej Europy, dla Francji zaś w szczególności. W swoich tezach jest bezkompromisowy i prowokacyjny, wobec czego środowiska postępowe go potępiają. Mimo to – a może właśnie dlatego – ma wielu zwolenników, którzy stają w jego obronie.

Nieraz przychodzi im to jednak z trudem, wtedy zwłaszcza, gdy Zemmour stosuje w debacie publicznej skróty myślowe, będące często pułapkami, w jakie on sam wpada. W jego przekonaniu obecne wzmożenie proklimatyczne – nieco wytłumione w czasie pandemii – nie jest żadnym projektem ekologicznym, tylko zasłoną dymną lewicy i liberałów. Ma ona odwrócić uwagę od spustoszeń, dokonywanych w zachodnich społeczeństwach i państwach przez islam.

Najwyraźniej przeświadczony o powszechnym zrozumieniu tej tezy, Zemmour skrócił niedawno lot swojej myśli, sugerując w telewizyjnej dyskusji, że nie przypadkiem przecież obrońcy klimatu upodobali sobie kolor zielony. Wszak zieleń to sztandar islamu… Stronnicy pisarza zamilkli, wyraźnie skonfundowani.

Do prześmiewczego szturmu przystąpili natomiast jego przeciwnicy. Sam Zemmour im zresztą zadanie ułatwił, bo – nieco wcześniej – dał się niebacznie sfotografować na tle lasu, a nawet zielonego pojemnika na śmieci. Były to zatem niechybnie, według szyderców: las muzułmański oraz śmietnik islamistyczny.

Posypały się następne żarty. Czy to przypadek, że barwą amerykańskich Republikanów jest czerwień – tak jak komunistów? Dalej, weźmy żółte kamizelki. Toż to przefastrygowane żółte koszule, zakamuflowana opcja tajska, agenci króla Ramy Dziesiątego. A już tacy anarchiści z bojówek black blocks muszą dzielić predylekcję do czerni z dżihadystami z Państwa Islamskiego. Chociaż może – kto wie – z katolickim klerem?

Zamiast tak kpić, ja spróbuję Erica Zemmoura usprawiedliwić – z jego retoryki asocjacji, bo niekoniecznie z poglądów. Bywa otóż, że siła własnych przekonań podstawia nam rzeczywistość wyobrażoną w miejsce tej realnej. Kilka lat temu w Hanoi, tuż przed wyjazdem na lotnisko w drogę powrotną, przypomniałem sobie, że wśród masy zdjęć, jakie napstrykałem w Wietnamie, nie mam takich, które by przypominały, że ten piękny kraj jest jednak wciąż rządzony przez monopartię komunistyczną.

Na prowincji było mnóstwo propagandowych plakatów i tablic, upstrzonych gwiazdami, sierpami, młotami, no i podobiznami Ho Shi Minha; nie uwieczniałem ich jednak, odkładając tę ponurą dokumentację na ostatni dzień w stolicy, gdzie symboli rewolucji przecież tym bardziej zabraknąć nie może. Tymczasem chodzę, chodzę, rozglądam się – i nic.
Więc już wręcz biegam, bo czas nagli. A w starej Hanoi, wokół słynnego jeziora Hoan Kiem tylko kolorowe szyldy i reklamy zachodnich marek.

Wreszcie widzę, jest, nie ma wątpliwości. Propaganda aż w oczy bije! Z daleka rozpoznawalny biały kontur twarzy starszego, siwego pana, z charakterystyczną bródką, w okularkach.

Wujaszek Ho, naturalnie na czerwonym tle. A co tam ci komuniści wypisali białymi literami? Pewnie nie zrozumiem, bo po wietnamsku, ale na pewno jakieś kłamliwe slogany… Jednak zrozumiałem, to nie było po wietnamsku. To był wielki baner sieci KFC, Kentucky Fried Chicken.

Posłuchaj

Przeczytaj również

27 kwietnia 2024

O drodze migrantów z Nigru

20 kwietnia 2024

O projekcie odbudowy przyrody w Europie

20 kwietnia 2024

Dziś – flagi!

-10
+10
00:00
/
00:00