Fot: Tingey Injury Law Firm / Unsplash
13 stycznia 2024

Moje prawo

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Na co dzień gospodarz programu „Dzień na świecie” w telewizji Polsat News. W Raporcie autor cyklu felietonów „Świat z boku”.

Kontakt: grzegorz.dobiecki@raportostanieswiata.pl

Fot: Tomek Sikora

Młodej piosenkarce inwencja słowna chwilowo wysycha po hardcorowym deszczu, więc artystka radośnie uśmiechnięta bierze na warsztat klasykę liryki. Melodia nowego hitu gotowa, pojawia się tylko pewien kłopot z adaptowanym wierszem. Jego metrum fragmentami nie odpowiada rytmowi muzyki: wersy są za krótkie. Zdolna dziewczyna znajduje rozwiązanie. Produkuje dodatkowe sylaby. I śpiewa, że wciąż potra-a-a-a-fisz, że patrzysz w o-o-o-o-kno. Naciąga oryginał wedle własnych potrzeb. Z kolei dwaj nie mniej zdolni kabareciarze wykonują na słowach zabieg odwrotny. W skeczu o rozwiązywaniu krzyżówki z łatwością odgadują hasła, tyle tylko, że one okazują się za długie na przewidzianą liczbę kratek. Ale oni przecież nie mogą się mylić. Większy mądrala podpowiada koledze, jak ten ma wpisywać niemieszczące się słowa: ścieśniaj.

Podobnej obróbce jest dziś poddawane prawo. Rozdymane albo redukowane przez jurystów zależnie od politycznych zapotrzebowań. Ciągnięte w stronę, gdzie moja racja jest mojsza niż twojsza. Razem z prawdą, faktami i dowodami nauki prawo staje się opcją, a nie normą. Z wyżyn rygoru osuwa się w grząską dowolność. Majestat odpada z niego całymi płatami. A miało być opoką, surowe i twarde: dura lex sed lex. Materia o takiej konsystencji nie może być giętka ani łamliwa. Widać nie wszystkie rzymskie maksymy wytrzymują próbę czasu.

Czasy sprzyjają zaś tym, którzy – zdobywszy władzę – traktują prawo jak łup wojenny. Jak dzieci uprowadzane z Donbasu. Z przerobionych na ruską modłę Ukraina nie będzie już miała pożytku, nawet jeśli po latach je odnajdzie. Prawo należy przekalibrować podobnie. Kiedy – nie daj Boże – znowu wpadnie w ręce wroga, ten będzie musiał żmudnie wyginać paragrafy, by odzyskały pierwotny kształt. Łatwiej zmienić ministra niż zmienione przez niego przepisy. Dieu et mon droit, Bóg i moje prawo: francuska dewiza brytyjskiej monarchii służy nie tylko królom. Szefowa Home Office przyznaje, że walka z nielegalną imigracją wymaga omijania prawa powszechnego. Rząd stworzy własne.

Inna rzymska sentencja głosi, że dochodząc swoich racji nie można się zasłaniać nieznajomością prawa. Kto posłuży się argumentem typu “nie wiedziałem, że to jest nielegalne” – przegra, bo to w procesie skucha, nie argument. Ignorantia iuris nocet, nieznajomość prawa szkodzi: miej pretensje do samego siebie. Tylko – jakiego prawa? I pretensje o co?

Przeciętny obywatel Stanów Zjednoczonych wie ze szkoły, że konstytucję jego kraju uzupełnia 27 poprawek. Czy jednak zna dokładną treść 3. paragrafu 14. poprawki? I potrafi ocenić, jak ona się ma do zachowania Donalda Trumpa w dniu szturmu jego zwolenników na Kapitol? Takiej oceny Amerykanin powinien bowiem dokonać w procesie kognitywnym, który doprowadzi go albo do uznania, że byłego prezydenta należałoby dopuścić do startu w prawyborach stanowych, albo że Trumpa z listy kandydatów wypada skreślić. Nie, takiej kompetentnej analizy prawniczej przeciętny Amerykanin sam nie przeprowadzi. Brak mu po temu fachowej wiedzy. Swoją ocenę oprze na przekonaniach politycznych. Trudno go o to obwiniać, tym bardziej, że w nieoczywistych, precedensowych sprawach i wśród ekspertów kompetencje ustępują miejsca poglądom. Nie inaczej jest w sądach, także najwyższych. Dyktatura sędziów, przeciw której nie tak dawno pomstował choćby Berlusconi, upada. Werdykty dyktuje sędziom polityka, ona ich ubiera w togi.

Przenoszenie konfliktów politycznych na grunt prawa pogłębia społeczne podziały. Widać to również w Hiszpanii, gdzie rozmiary ulicznych demonstracji “za” i “przeciw” miałyby przesądzać o tym, co jest, a co nie jest łamaniem konstytucji przez rząd Pedro Sancheza. Co jest, a co nie proceduralną obstrukcją w wykonaniu opozycji, która od kilku lat blokuje odnowienie składu Naczelnej Rady Sądownictwa. Biegli juryści nie potrafią przeciąć tego węzła, a politycy przeciwnych obozów dalej go zaciskają. Ciągną końce sznura ku swoim zwolennikom, jakby to im chcieli powierzyć znalezienie rozwiązania. Jakby próba sił miała rozstrzygnąć pogmatwane kwestie z obszaru prawa. Tak też nowe władze Polski usiłują odwojować ten teren. Per fas et nefas, myląc realne prawo z wyobrażoną sprawiedliwością.

Swego czasu wybitny prawnik, ś.p. profesor Lech Falandysz, na łamach “Tygodnika Solidarność” przedstawiał obywatelską wykładnię ustaw w cyklu “Moje prawo”. Później zajął się jednak rozbudową praw głowy państwa. Pojawił się termin falandyzacja prawa, jednoznacznie pejoratywny. Od tamtej pory na drodze falandyzacji politycznej poczyniono znaczne postępy. Obecnie kolektyw epigonów profesora F. tworzy cykl “Moje pra-a-a-a-wo”, ścieśnia i ściemnia.

Posłuchaj

Przeczytaj również

4 maja 2024

Turista

4 maja 2024

O przygotowaniach Francji do Igrzysk Olimpijskich

4 maja 2024

Książki Raportu

-10
+10
00:00
/
00:00