15 maja 2021

Order Słonia Białego

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Dziennikarz, publicysta gospodarz programu „Dzień na świecie” w Polsat News.

Fot: PresidentIRL

Przed rezydencją głowy państwa prezydent Irlandii, Michael Higgins, udziela telewizyjnego wywiadu. Mówi zapewne o ważnych sprawach, ale nikt go nie słucha. Wszyscy patrzą na jego psa, pięknego berneńczyka. Bo on nawet w takiej chwili nie odstępuje swojego pana. Łasi się, lekko podgryza dłoń, która go pieści. Prezydent nie przerywa wywiadu, wierny pies jest dla niego tak samo ważny jak natrętna telewizja. Albo i ważniejszy.

Urocza scenka dowodzi, że Michael Higgins ma właściwy stosunek do zwierząt, vulgo – jest dobrym człowiekiem, ergo – dobrym politykiem i prezydentem. Za argument do przeprowadzenia tego dowodu służy pies. W końcu taka jest rola psa: ma służyć.

Prezydentowi Bidenowi jego wilczur Major przysłużył się akurat źle, bo kąsał ochroniarzy. Znaczy: pan nie umiał nad nim zapanować, a szef państwa powinien panować nad wszystkim. Prezydent zawinił, psa ukarali. Major został skazany na banicję z Białego Domu, zastąpił go inny żywy rekwizyt: kot. Tu jednak role mogą się odwrócić, jak na Downing Street. Gdyż to nie pierwszy minister Johnson ma kota Larry’ego, to kot Larry ma już trzeciego premiera. Kocia obecność w pobliżu przywódcy jest mniej uchwytna niż psia, z powodu kłaków na marynarce jest też mniej telegeniczna, ale przecież i ona wizerunek ociepla.

Dawniejszym wodzom na ciepłym image’u zależało średnio; woleli wyglądać na groźnych, mocarnych i wielkich. Do tego lepiej nadawały się inne zwierzęta, zwłaszcza duże. Stąd tyle pomników konnych. Z wysokości siodła nawet konus wydaje się władcą wielkim, w co do dziś wierzy Kim Dzong Un. Chociaż inni Azjaci wywyższali się jeszcze bardziej. Zanim Syjam stał się Tajlandią, miał na fladze sylwetkę słonia, zwierzęcia królewskiego. Tak że “słoń a sprawa tajska” to nie żarty; najwyższym odznaczeniem jest tam Order Słonia Białego.

Megaloman Pablo Escobar, narkobaron, który chciał zostać prezydentem Kolumbii, sprowadził sobie stado hipopotamów. Szejkowie ukochali araby, ale – z pustynnej konieczności – także wielbłądy. Jak również gepardy i sokoły do polowań. Bo obok wielkości liczy się drapieżna siła. Stąd w godłach bajkowe gryfy i smoki, a z fauny realnej orły i lwy. Jak nie w godłach, to chociaż w salonikach myśliwskich, po obróbce taksydermisty. Z tym trzeba już dziś ostrożnie: afrykańskie trofea przyczyniły się do abdykacji Juana Carlosa, rodzime nie pomogły Bronisławowi Komorowskiemu, z ustrzelenia rumuńskiego króla niedźwiedzi tłumaczy się teraz Prinz Emanuel von und zu Lichtenstein. Za to krzywdy nie da zrobić swoim pieskom welsh corgi Elżbieta Druga, zapatrzona w nie jak chińscy cesarze w złote rybki.

Dziwne, że nie pojawia się żaden prezydent ani premier z papugą lub krukiem na ramieniu, niektórzy przypominają przecież piratów i czarnoksiężników. Wyjaśnienie nasuwa się tylko jedno: dla ptactwa nie ma już miejsca, ramiona przywódców obsiadły stada prawników i spin doktorów. W pobliżu władzy znajdziemy natomiast, jako krajowe emblematy, koguta, kangura, antylopę springbok, a jako stwory złowrogie – żmije do dworskich intryg czy myszy do zjadania Popiela.

I to będzie już właściwie cała zwierzęca arystokracja. Reszta to plebs, który ma szanse na nobilitację tylko przyrządzony po królewsku przez mistrzów kuchni. A i tu nie ma sprawiedliwości: gdy gęsi już wszystkie po wyroku, indyki mogą liczyć na ułaskawienie.

Posłuchaj

Przeczytaj również

20 kwietnia 2024

O projekcie odbudowy przyrody w Europie

20 kwietnia 2024

Dziś – flagi!

20 kwietnia 2024

O bazie na Marsie

-10
+10
00:00
/
00:00