Prezydent Francji Emmanuel Macron przemawia podczas ceremonii zapieczętowania prawa do aborcji we francuskiej konstytucji z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet PAP/EPA/Gonzalo Fuentes / POOL
23 marca 2024

Prawa człowieka, a nawet kobiety

Autor: Grzegorz Dobiecki
Zamknij

Grzegorz Dobiecki

Na co dzień gospodarz programu „Dzień na świecie” w telewizji Polsat News. W Raporcie autor cyklu felietonów „Świat z boku”.

Kontakt: grzegorz.dobiecki@raportostanieswiata.pl

Fot: Tomek Sikora

Swoją Odę do Miłości – All You Need Is Love – Beatelsi poprzedzili kilkoma taktami “Marsylianki”. Uznali widać, że właśnie ona świetnie posłuży za introdukcję do hymnu ku czci wzniosłego i pięknego uczucia. Istotnie, melodię “Marsylianka” ma porywającą. Natomiast słowa raczej przerażające. Straszni żołnierze podrzynają gardła naszym kobietom. Obywatele, ruszajmy je pomścić. Niech nieczystą krwią nasycą się nasze ślady. Czyli marsz batalionu i prawo talionu, brutalna przemoc i ksenofobia. Ale też swojski maczyzm: nasze kobiety, męska własność.

Toteż, ruszając innymi śladami, piosenkarka Catherine Ringer zaintonowała refren “Marsylianki” w skorygowanej wersji. Adresatów wezwania do walki przybyło: to już obywatele i obywatelki. Nieczystą krew zastąpiło zaś czyste prawo w Konstytucji (po francusku wszystko było do rymu i do taktu). Rzeczonym “czystym prawem” jest prawo do aborcji, pod patronatem prezydenta Macrona uroczyście wdrukowane do ustawy zasadniczej V. Republiki. Żadna inna konstytucja na świecie takiego zapisu nie zawiera. W Irlandii nie powiodła się nawet zmiana konstytucji, która miała wyzwolić kobietę z roli kury domowej; co dopiero mówić o francuskiej gwarancji.

Tylko – czy to rzeczywiście jest gwarancja? I czy prawo do przerywania ciąży, obecne we francuskim ustawodawstwie od półwiecza, trzeba było wynosić aż do rangi zasady konstytucyjnej? Nadawać mu znaczenie jednego z ustrojowych fundamentów? Zdania są podzielone, jakkolwiek większość obywateli i obywatelek Francji jest za. Radują się, ich laicka ojczyzna znowu pokazała swoją wyjątkowość. Jeszcze raz nastroszyła koguci grzebień. Groźna poza ma wystraszyć ciemne siły żądne władzy. Jak ją – nie daj Boże – zdobędą, nie zdołają odebrać kobietom ich czystego prawa, gdyż strzec go będzie Konstytucja. Czyżby? Ciemne siły potrafią obalać największe przeszkody, wierzą bowiem święcie, że stoją po jasnej stronie mocy.

Catherine Ringer zdaje się nie ufać Emmanuelowi Macronowi. Bądź co bądź mężczyźnie. Świetna piosenkarka, odznaczana orderami za zasługi dla francuskiej kultury, jest kobietą mądrą i doświadczoną. Nie byle jak doświadczoną. Pierwsze kroki w karierze stawiała (o ile to właściwy czasownik) w branży porno. Tylko ona wie, jakich upokorzeń tam doznała, jakich praw jej odmawiano. Ma powody, by podejrzewać facetów o samczy, knurzy szowinizm. O to, że prawa kobiet uważają za broń zbyt niebezpieczną, by oddawać ją w damskie ręce. Już przecież doznali poważnych obrażeń ugodzeni sztychem nowej kategorii zbrodni: kobietobójstwa, feminicide. Lepiej zaskarbiać sobie życzliwość kobiet, zwłaszcza wyborczą, tradycyjnie – wręczając paniom prezenty. Nie przypadkiem ceremonia wpisania do Konstytucji prawa do aborcji odbyła się w Paryżu 8. marca. Macronowi bardzo się podobała “Marsylianka” w nowej wersji. Gotów był wyściskać Catherine Ringer, ale ona ostentacyjnie prezydenta ominęła.

Niezrażony afrontem szef państwa dalej dowodzi, że Francja jest ojczyzną praw człowieka, a nawet kobiety. Nie zniechęca go także fakt, że niektórzy – i niektóre – utrudniają mu przeprowadzenie dowodu albo przeinaczają jego wymowę. Igrzyska Olimpijskie w Paryżu ma otwierać spektakl na Sekwanie, trochę jak Haendlowska Water Music. Z woli prezydenta widowisko miałaby uświetnić swym mini-recitalem inna piosenkarka, bardzo obecnie popularna Aya Nakamura. Tymczasem sondaże dowodzą, że zdecydowanej większości obywateli i obywatelek ten pomysł się nie podoba. Prawdopodobnie dlatego, że Nakamura pochodzi z Afryki, posługuje się językiem, który dość odlegle przypomina francuski, a miałaby wystąpić w kanonicznym repertuarze Edith Piaff. Przywódczyni obozu narodowego, Marine Le Pen, dodatkowo zarzuca artystce wulgarność i przekonuje, że nie takiej reprezentantki Francja sobie życzy. Najlepiej reprezentowałaby Francję Marine Le Pen, co też – sądząc z sondaży – może stać się faktem po najbliższych wyborach prezydenckich. Pierwsza kobieta na czele państwa! Czyż nie byłoby to ukoronowanie walki Francuzek o należne im miejsce w życiu publicznym? Byłoby, z Emmanuelem Macronem jako ojcem tego sukcesu. No, może ojczymem.

Niemcy, z natury mniej wyrafinowani niż Francuzi, aż tak spraw ani praw kobiet nie gmatwają. Tylko nieliczni obrzucili obelgami Apameh Schoenauer, gdy ta zdobyła tytuł Miss Niemiec. Jak na tego typu konkurs jest ona laureatką nietypową: ma 39 lat, dziecko, zawód architekta oraz urodę niekoniecznie zjawiskową, choć na pewno oryginalną, pochodzi bowiem z Iranu. Na przejawy rasizmu i ageizmu pani Schoenauer reagowała godnie i inteligentnie. Tym bardziej może więc dziwić, że w ogóle wzięła udział w konkursie, w którym – cokolwiek mówią jurorzy – decydują nie klasa, kultura osobista i przymioty intelektu, tylko walory anatomii. Za którego kulisami dochodzi nieraz do zdarzeń, jakich doświadczyła za młodu Catherine Ringer. Gdzie na ciężką próbę są wystawiane prawa kobiety, a nawet człowieka.

Posłuchaj

Przeczytaj również

27 kwietnia 2024

O drodze migrantów z Nigru

20 kwietnia 2024

O projekcie odbudowy przyrody w Europie

20 kwietnia 2024

Dziś – flagi!

-10
+10
00:00
/
00:00